Nie odpowiadam za błędy, zawarte w opowiadaniach! Poprawienie ich, leży w obowiązku autorek, jeszcze zanim wyślą je na konkurs!

piątek, 13 lipca 2012

Drunk on love

Opowiadanie, które uzyskało wyróżnienie w mini-konkursie (czytaj-1d.blogspot.com/2012/06/mini-konkurs.html)
Temat: Okazywanie sobie uczuć
Twórczość autorki: http://lady-messy.tumblr.com/
_________________________
Nosh // Drunk on love
Tytuł: Drunk on love ( Naćpani miłością)
Bohaterowie: Niall Horan i Josh Devine.
Louis Tomlinson, Harry Styles, Liam Payne oraz Zayn Malik – postacie drugoplanowe.
Opis: Niall nie ma pojęcia, czemu nawiedzają go wizje. Nie pamięta co się stało ostatniej nocy i co się z tym wiąże.
Ilość słów: 2 288
Ilość stron: 6
Gatunek: bromance
Inspiracja: Rihanna – Drunk on love
Ostrzeżenie: Pojawiają się tutaj sceny +18, które mogą spowodować u niektórych nie miłe uczucie. Jeśli masz coś do miłości dwóch mężczyzn nie czytaj tego.

Jego ręka przesuwająca się ku górze. Dreszcze, które zawładnęły moim ciałem. Czułem, jak po plecach przechodzi jakiś nieokreślony prąd. Czułem rosnące podniecenie..
                Znowu to samo. Za każdym krokiem mam urywki z poprzedniej nocy. Coraz bardziej mnie to zastanawiało i jednocześnie przerażało. Nie wiedziałem, co się wczoraj działo. Tylko te urywki. Pamiętam tylko, jak po koncercie poszliśmy do klubu, bo Zayn z Harrym nalegali.
Przyspieszone oddechy. Namiętność tworząca się miedzy dwoma spragnionymi czułości ciałami. Czułem jak nasze serca się synchronizują i wybijają wspólny rytm. Jego usta tworzące ścieżkę od płatka ucha do obojczyków.
                Potrzasnąłem głową, próbując wyrzucić z niej te obrazy. Wydawało się jakbym miał momentami jakieś urywki z seksu napalonych na siebie gejów.
                - Żyjesz po wczorajszym? – dotarł do mnie zachrypnięty głos Harry’ego, który wszedł skaczącym krokiem do kuchni.
                Spojrzałem na niego spod mojej blond grzywki i posłałem mu spojrzenie, które mówiło, że nie wiem o co mu chodzi.
                - Oj Nialler, Nialler. Widać, że procenty ci w za dużej dawce nie służą – zaśmiał się i wyjął z lodówki sok pomarańczowy.
                - A ty co taki radosny? Z twoich oczu prawie wylewa się tęcza. W sumie dziwię się, że jeszcze nie mamy tu pokazu Tęczowej Fontanny.
                - Wiesz, – przerwał, bo do pomieszczeni wszedł ledwo widzący na oczy Lou – mam swoje powody – wykonał ruch głową, pokazując na zaspanego Tomlinsona. Hazza wstał i pocałował go lekko w usta.
Jego usta dotknęły moich. Jakby bał się, że go odepchnę. Powoli je poznawał. Czułem narastającą przyjemność z tego, jaki był delikatny w stosunku do mnie. Jakbym był delikatną chińską porcelaną. Tak kruchą i wymagającą specjalnego traktowania.
                Położyłem moją ociężałą głowę na zimnym blacie kuchennym. Czułem, że z każdą sceną moja głowa jest coraz cięższa i cięższa. Jakby stawała się z ołowiu.
Wstałem, ale poczułem, że alkohol w moim organizmie powoduje, że świat zawirował mi przed oczami. Wszystko wirowało.
                - Hej spokojnie, papacito – ten głos. Ten wyraz. Papacito. Czułem jak powoli odzyskuję zdolność widzenia i spojrzałem w prawo. W drzwiach stał, oparty nonszalancko o framugę, Josh. Jego oczy patrzyły na mnie ze śmiechem i czymś jeszcze.
- Papacito – w jego głosie można było usłyszeć tyle uczuć. Od nadzwyczajnego pożądania do szczerej miłości, bo chyba można nazwać to co robimy – miłością? My właśnie nadaliśmy nową definicję słowa miłość.
                Spojrzałem na niego ponownie. Nie ruszył się nawet o centymetr w ciągu tej niespełna minuty.
                - Jak mnie nazwałeś?
                Chłopak zaśmiał się. Jego dźwięczny głos obijał się o moją czaszkę. Ten dźwięk z mojej czaszki utworzył sobie grzechotkę.
- Powiedz to jeszcze raz. W twoich ustach to brzmi – zawahałem się. Czy to słuszne? – podniecająco.
- Papacito. Mogę tak do ciebie mówić zawsze i wszędzie. O każdej porze dnia i nocy – uśmiechnąłem się na jego słowa.
                - Papacito.
                - Jakbym już gdzieś to słyszał.
                On jedynie zaśmiał się, a jego śmiech obijał się po mojej czaszce.
                - Wczoraj to słyszałeś, Niall. W nocy.
- Josh, – szepnąłem przy jego zarumienionej twarzy – pocałuj mnie. Całuj mnie tak, jakby jutro miał się skończyć świat. – Po tych słowach jego usta wygięły się w figlarnym uśmiechu i wpił się w moje usta. Wargi tak bardzo pragnące czułości i miłości, które były stworzone do składania na moich ustach tylko gorących i  mokrych pocałunków.  
- Ja mam jakąś cholerną pustkę. Mam tylko jakieś urywki. Nie pamiętam ostatniej nocy.
                - Jakbyś chciał, to ci w tym pomogę. Tylko powiedz, że chcesz sobie to przypomnieć – spojrzał mi w oczy i zatonąłem w tej mlecznej czekoladzie. Jego tęczówki mnie hipnotyzowały. Były tak przyjemnie ciepłe. Tliła się w nich miłość. Wielkie pokłady miłości zamknięte w tych pięknych spojówkach.
                Uśmiechnąłem się i lekko pokiwałem głową
                - Chcę. Pokaż mi to, co zapomniałem.
                Jego usta dotknęły moich tak lubieżnie, jak jeszcze żadne tego nie robiły.
                Bum.
                Wróciło.
Nad głowami bawiących się ludzi w zatłoczonym klubie unosiła się warstwa dymu tytoniowego. Zapach, który się rozprzestrzeniał nie był zbyt przyjemny. Woń alkoholowa pomieszana z potem, perfumami oraz dymem powodowała u mnie lekkie odruchy wymiotne.
Rozejrzałem się wokół siebie w celu znalezienia, któregoś z przyjaciół. Żadnego nie było w polu widzenia. Zayn i Harry nalegali, żebym poszedł z nimi, a nie siedział w pokoju hotelowym i się nudził. Tylko, że w tym pełnym ludzi klubie, czułem się bardziej samotny, niż w czterech ścianach swojego tymczasowego pokoju.
                - Czemu siedzisz tutaj tak sam? – nade mną stanął Josh. Przypatrywał mi się ze skupionym wyrazem twarzy.
                - Wszyscy gdzieś poleźli. Zostałem tutaj sam, jak nieparzysta skarpetka po tym, jak Louis zrobi pranie. A ty ich nie widziałeś?
                - Nie, ale łatwo można się domyślić, gdzie są. Louis z Harrym pewnie się gdzieś zabawiają, jak to oni. Zayn znając życie jest obstawiony milionem dziewczyn, które tylko pragną się z nim bliżej poznać – spojrzał na mnie i poruszył znacząco brwiami. – Wiesz co mam na myśli. A Liam? Payne jak zwykle pewnie próbuje wszystkich ogarnąć. Jak prawdziwy tatuś.
                Spojrzałem na niego i lekko się zaśmiałem. Liam faktycznie się tak zachowywał. Po chwili podniosłem się i skierowałem ku tylniemu wyjściu.
                - Ej – usłyszałem za sobą, ale się nie odezwałem. Pchnąłem energicznie drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Zadarłem głowę do góry i spojrzałem w niebo.
                Dziś było wyjątkowo piękne. Utkane z migoczących malutkich punkcików, ciemne sklepienie z milionem światełek. Kochałem niebo nocą. Było takie spokojne.
                - Cause i especially love you when the stars are above you – spojrzałem za siebie. Nie musiałem. Doskonale wiedziałem do kogo należy ten głos.
                - Nie miałem pojęcia, że znasz takie piosenki. Z przesłaniem, – zajrzałem mu głęboko w oczy i uśmiechnąłem się – a przede wszystkim nie wiedziałem, że śpiewasz.
                Tym razem to na jego oblicze wszedł uśmiech.
                - Kiedy chcę coś powiedzieć, to śpiewam. Jest mi łatwiej - zbliżył się do mnie i lekko zmniejszył odległość między nami, łapiąc mnie w pasie. Przejechał dłonią po moim policzku, na co zadrżałem. - Said I especially love you. When the stars are above you. Shooting stars, let me know who you are.
                Moje oczy zaiskrzył zupełnie, jak gwiazdy nad nami.
                - Josh, – szepnąłem przy jego zarumienionej twarzy – pocałuj mnie. Całuj mnie tak, jakby jutro miał się skończyć świat. – Po tych słowach jego usta wygięły się w figlarnym uśmiechu i wpił się w moje usta. Wargi tak bardzo pragnące czułości i miłości. Które były stworzone do składania na moich ustach tylko gorących i  mokrych pocałunków.
                Kierowani naturalną namiętnością szliśmy w kierunku naszego pokoju w hotelu. Byłem zamroczony. Upijałem się miłością, która wręcz lała się na moją osobę z Josha.
                Skierowałem się ku schodom. Jednakże moje ruchy zostały zatrzymane przez jego silne ramiona.
                - O nie, mój Irlandczyku. Jedziemy windą – szepnął do mojego ucha i lekko przygryzł jego płatek. Zamruczałem na ten gest, a on się tylko zaśmiał w moje włosy. Wcisnął guzik, a winda już chwilę później nas wznosiła na najwyższe piętro.
                - Wiesz, że jesteś tak niesamowicie przystojny i seksowny, że mam ochotę się na ciebie rzucić podczas koncertów, kiedy to się na nich rozbierasz? – zamruczał podczas składania pocałunków na mojej odsłoniętej szyi. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak na mnie działasz. Wróć, ty nie masz pojęcia, jak działasz na połowę dziewczyn na koncertach. No i chłopaków.
                Zaśmiałem się. To był fakt. Nie miałem takiej wiedzy.
                - Jestem przeciętny. Jest mnóstwo Niall’ ów na tej planecie – powiedziałem i na moje szczęście winda się zatrzymała, a ja wyszedłem na korytarz. Już miałem iść do siebie, kiedy on przygwoździł mnie do drzwi swojego pokoju.
                - Nigdzie nie idziesz. Zostajesz ze mną – spojrzał mi tak bardzo intensywnie w oczy, że moje kolana się ugięły. Wykorzystując chwile pocałował mnie tak namiętnie w usta, że nie mogłem nie jęknąć w jego ponętne wargi. Całował mnie z taką pasją, że świat mógł się skończyć tu i teraz.
                Wymacałem ręką klamkę i otworzyłem drzwi. Zakleszczeni w swoim uścisku weszliśmy do pokoju. Zamknął je za sobą i wrócił do pieszczenia mojego podniebienia.
                - Jesteś niepowtarzalny, Niall. Może być i nawet miliard trylionów Niall’ ów na tej planecie, ale ty będziesz tym słodkim i zabawnym irlandzkim Niallem Jamesem Horanem, który kocha Nandos i tak samo muzykę. I przede wszystkim ja go kocham jak wariat. Jesteś moją ulubioną gwiazdą.
                Moje oczy się zaszkliły i lekko pocałowałem jego rozchylone usta. To były najpiękniejsze słowa, jakie dotąd słyszałem. Było w nich tyle uczucia.
                Podczas, gdy ja siłowałem się z jego rozporkiem, on ścignął moją niebieską koszulkę. Gdy się zorientowałem, że nic nie robi, tylko patrzy się na moją klatkę, zmieszałem się. Zabrałem dłonie od jego spodni i niczym dziewczyna, która nie chce pokazać piersi swojemu chłopakowi, zacząłem się zasłaniać. Zawsze przy chodzącym Zayn’ nie, czy Hazzie bez koszulki czułem się tak – beznadziejnie. Nie maiłem idealnej klaty. Nie mogłem się pochwalić świetnym sześciopakiem, jak Liam, czy wielkim bicepsem, jaki posiadał Louis. Ja byłem tylko i wyłącznie chudy. Moja masa mięśniowa pozostawiała wiele do życzenia.
                - Przestań się tak na mnie patrzeć. Może chwilowo uwierzyłem, że jestem niezwykły, ale ciała mi tym nie zmienisz. Jestem nienaturalnie chudy. – On jedynie posłał mi nieodgadnione spojrzenie i zaczął obdarowywać moją klatę trylionami mokrych pocałunków. Z moich ust wywarło się ciche westchnienie. Kiedy przyssał się do mojego boku nie mogłem powstrzymać jęku.
                - Nie baw się ze mną, tylko zrób to – sapnąłem i poczułem, jak zębami rozpina mi moje niebieskie spodnie. – Weź, kurwa, zacznij wreszcie.
                Uśmiechnął się, a potem poczułem, jak ciepło nie do opisania oplata mojego penisa i dolne części ciała. Jego delikatne usta poruszały się powoli i rytmicznie. Był delikatny w tym co robił. Czułem się, jakby świat zatrzymał się w miejscu, a my byśmy byli jedynymi ludźmi na ziemi.
                Rozkosz jaka zawładnęła moim ciałem była niewyobrażalna.
                - Już – jęknąłem. – Chcę dojść w tobie, Josh – na moje słowa jego oczy się rozszerzyły, a z ust wydobył się jęk.
                - Mówisz poważnie? – zapytał, kiedy stanął ze mną twarzą w twarz. Obróciłem go tyłem do ściany i wsadziłem kolano między jego nogi i zacząłem nim poruszać. Odnalazłem jego usta. Czułem się jak zawodowa dziwka, która robi dobrze swojemu klientowi. Ale teraz to nie było ważne.
                Oderwałem się od jego ust i wziąłem go za rękę. Pchnąłem go lekko na łóżko, a sam usiadłem na nim okrakiem.
                Moje usta wędrowały, poznawały jego ciało. Zadawało mu niebywałą przyjemność.
                - Wiesz, że może boleć? – spytałem. On kiwnął głową. Całując jego brzuch, odnalazłem wejście do jego wnętrza. Po chwili koniuszek mojego palca znalazł się w środku. Jęknął. Bolało go. – Jestem przy tobie. To tylko na początku. – Ucałowałem jego usta i podczas pocałunku, głębiej wsadził palec. Brunet był spięty, ale z każdy moim następnym ruchem był luźniejszy.
                - Nie baw się ze mną. Już chcę, żebyś wszedł we mnie. Proszę – sapnął. Pocałowałem go w usta. Długo i namiętnie. Josh ugiął nogi, abym miał większe pole manewru. Moje pocałunki zjeżdżały coraz niżej i niżej, a jęki mojego ukochanego nasilały się z każdym moim ruchem. Spojrzałem ostatni raz na niego i wszedłem w niego bez najmniejszego przygotowania.
                - O KURWA, – wrzasnął, a jego ciało się spięło. Pchnąłem jeszcze raz. Uścisk wokół mnie lekko się rozluźnił – ja pierdole. To jest… uch… Holy shit… Kurwa – jego przekleństwa działały na mnie niczym płachta na byka. Pchałem mocniej, jęczałem głośniej, a moje ciało robiło co chciało. – To nawet… uch… intensywnie przyjemne.
                Nachyliłem się nad nim i pocałowałem jego spierzchnięte wargi.
                - Ale to dzięki tobie – uśmiechnąłem się szelmowsko. – To ty powodujesz u mnie takie emocje. Nigdy bym tak nie pieprzył faceta. Tylko ciebie.
                Jego rozpaloną i podnieconą twarz zdobił teraz błogi uśmiech.
                - Pieprz mnie mocniej, HORAN.
                - Twoje słowa dla mnie rozkazem, książę.
                Poruszyłem się w nim ze zdwojoną siłą. Z każdym jego przekleństwem byłem bardziej brutalny, a przy każdym jęku czułem, jak mój kolega dochodzi.
                - Pchnij raz, a dobrze i ulżyj mi, i sobie. – Wzmocniłem ruchy i po chwili słyszałem, jak wrzeszczy moje imię, a mnie dopada niewyobrażalna rozkosz.
                - Kocham Cię
                Kiedy skończył się pocałunek, oderwałem się od niego.
                - Przypomniałem sobie wszystko. O mój boże. Ja w tobie.
                - Najlepszy seks w moim nastoletnim życiu, papacito.
                Spojrzałem na niego spod grzywki i lekko się uśmiechnąłem. Ponownie się do niego przysunąłem i ponownie pocałowałem.
                - Też cię kocham. Tak kurewsko.
Przejechał gorącymi dłońmi po moim torsie. Lekko pocałował mnie w usta i wtulił się w bok.
                - Ej kochanie. Ty chyba nie zamierzch spać? – spytałem. On spojrzał na mnie, a ja tylko ucałowałem jego gorące usta i zjechałem na wysokość jego podbrzusza.
                - Serio?
                - Nie. Na niby, debilu – zaśmiałem się i wziąłem jego kolegę w usta. Sapnął głośno. Zacząłem delikatnie jeździć w górę i w dół. Przejechałem po całej długości jego przyrodzenia, a potem mocno zassałem jego główkę. Wolną ręką złapałem jego jądra i lekko zgniatałem. Ponownie cały jego penis schował się w moich ustach, aż dotknął ścianki gardła.
                Jego przyspieszony oddech i pojękiwanie, raz głośne, a raz ciche powodowało, że miałem ochotę na więcej.
                - Pieprz mnie, Josh. Tak, żebym nie mógł siedzieć na tyłku przez miesiąc.
                Usiadłem na nim tyłem do niego. Tego jeszcze nie było. Odwrócony jeździec. Nakierowałem jego penisa na wejście i powoli pozwoliłem, żeby we mnie wszedł.
                - Kurwa – sapnąłem. On przytulił się do moich pleców, kiedy zacząłem się poruszać. To było zupełnie inne, niż to co się stało chwilę temu. To połączenie było bardziej delikatne, romantyczne. Pełne czułości i chęci przekazania uczuć temu drugiemu.
                - Jesteś najlepszy.
                - Nigdy nie zapomnę ten nocy, Josh. – uśmiechnąłem się do niego i wtuliłem w klatę.
                - Ja też, papacito.

iMessy

             

0 komentarze:

Prześlij komentarz