Opowiadanie, które uzyskało wyróżnienie w mini-konkursie (czytaj-1d.blogspot.com/2012/06/mini-konkurs.html)
Temat: Okazywanie sobie uczuć
Twórczość autorki: http://you-in-my-bed.blogspot.com/ & http://be-like-u.blogspot.com/
______________________
Tytuł: I'm sorry that I'm not sorry.
- Zajebiście - mruczysz pod nosem, kiedy deszcz za oknem nie ma zamiaru ustać, a błyskawice raz po raz uderzają dalej lub bliżej.
Liczymy w myślach sekundy po każdym huku z nadzieją, że zaraz burza odejdzie, ale ona jak na złość nie spełnia naszych próśb. Albo raczej Twoich, bo mi naprawdę odpowiada wpatrywanie się w Twoje policzki, które co chwilę uwydatniasz, pokazując tym gestem coraz większe zdenerwowanie.
- No nic, chyba przez najbliższy czas się nie poprawi, będę się zwijać.
Odchodzisz od okna, a ja reaguję niemalże natychmiastowo, bo zaraz stoję w progu i oznajmiam, że nigdzie Cię nie puszczam. Boję się. Zrozum mnie.
- Harry, daj spokój. Zadzwonię do ciebie, jak dojadę, okey? - pytasz łagodnie, pocierając dłonią moje ramię.
Twój błąd. W ten sposób jeszcze bardziej zatracam się w Twojej osobie. Malik, proszę, przestań.
- Nie, zostań. Będę się martwił - proponuję cicho z uśmiechem, a Ty w końcu ulegasz.
- To przez te dołeczki - śmiejesz się, a moje serce w tym momencie wykonuje kilka salt, bo Ty właśnie uraczyłeś mnie komplementem ze swoich ust, których tak bardzo pragnę już od dawna.
Proponuję coś do picia, daje wolną rękę, abyś Ty wybrał, czego napijemy się tego wieczoru. Oboje siadamy przy moim małym barku w salonie, a Ty wybierasz Jack'a Daniels'a i sam nalewasz do dwóch szklanek tego trunku. Oczywiście na jednej kolejce się nie kończy. Za chwilę polewasz ponownie, potem raz jeszcze i znowu. Patrzę, jak się upijasz, dokładne wiedząc, że dużo pić nie możesz, ale mimo to nie oddalam od Ciebie czarnej butelki. Pozwalam Ci robić, co chcesz. Jestem za dobry, prawda?
Opowiadasz mi sprośne dowcipy, to całkiem w Twoim stylu. Śmieję się, a kiedy za którymś razem mój wyraz radości ozdabiam nieświadomie lekką chrypką, reagujesz tak... inaczej.
- Masz rozkoszny śmiech - szepczesz, a mnie ogarnia niemałe zdziwienie. Na pewno siedzę z tym Zayn'em? Chyba niepotrzebnie pokazuję swoje zaskoczenie tymi słowami, bo zaraz dodajesz: - Laski na to lecą - a na Twoje wargach pojawia się zawstydzony uśmiech.
Udam, że nie słyszę tego i poczuję to ciepło na sercu.
Nie mija nawet pół godziny, kiedy Ty już ledwo co trzymasz się na nogach. Wstajesz ze stołku barowego i chwiejnym krokiem zataczasz się do łazienki. Po drodze potykasz się ze dwa razy, a ja próbuję tłumić śmiech. Myślę trzeźwo, Ty już niekoniecznie. Pokazałeś, w jakim stanie jesteś. Rozbawia mnie to, wiesz? Jesteś pijany, prawie nieprzytomny, a ja próbuję odgonić wszystkie brudne myśli, w których wziął bym Cię na kilka różnych pozycji.
Ciężkie krople uderzają o szyby, okna co chwilę błyszczą, ukazując krzywe skupiska energii rozświetlające ciemne, granatowe niebo na nieco jaśniejszy odcień. Krzywię się na dźwięk Twoich wymiocin, ale na szczęście burza trochę to zagłusza. Zayn, trzeba było tyle nie pić.
- Ha-Harry! Mmmasz jakkkąś szczotttteczkę? - wołasz, zacinając się przy każdym słowie.
Czym prędzej, biegnę tam, aby dać Ci to, o co prosisz, zanim użyjesz mojej. Widok nie jest za specjalny. Klęczysz przy sedesie, dłonie trzymasz zaciśnięte na desce, a Twoja głowa niemal nurkuje w wodzie. Znowu słyszę ten charakterystyczny dźwięk jedzenia pragnącego wydostać się z Twojego żołądka i aż wszystko podchodzi mi do góry. Po chwili zaczynasz się śmiać, ja razem z Tobą, ale milkniesz, gdy znowu Cię mdli.
- Nieśmieszne - mamroczesz, podnosząc wzrok na mnie, kiedy nie przestaję rechotać.
- Tylko nie bij - rozkładam ręce z udawanym strachem i zaraz wyciągam z szafki świeżą, niebieską szczoteczkę do zębów.
Bierzesz z podziękowaniem, a ja wychodzę, pozwalając Ci w spokoju się oporządzić. W drodze do salonu kręcę głową rozbawiony, ale zaraz zatrzymuję się gwałtownie. Wszystkie światła zgasły. Mrok ogarnia całe moje mieszkanie. Wywaliło korki. Po omacku wyciągam komórkę z kieszeni moich spodni i za jej światłem wracam do pomieszczenia. Ogarniam pokój wzrokiem, jasny ekran mi w tym pomaga. Chcę wziąć się za sprzątnięcie naczyń i opróżnionych butelek, ale uniemożliwiasz mi to, kiedy delikatnie Twoje palce wplątują się w moje. Przyjemny dreszcz dochodzi do prawdopodobnie każdej komórki, bo od dawna działasz już na mnie w ten sposób.
- Ciemno jest - mówisz wprost do mojego ucha, a na końcu śmiejesz się niewinnie.
Prowadzę Cię na sofę, a gdy już jesteśmy przy niej, powoli opadam na nią. Kładziesz się obok. Przez kilka minut ciszy nie słychać nic. Nic, prócz naszych oddechów. Jest zima, ogrzewanie padło. Mój błąd, że zainwestowałem w elektryczne ciepło. Czuję drżące ciało obok siebie, zimno Ci.
- Marznę - przyznajesz w końcu szeptem. - Mogę się do ciebie przytulić?
- Jasne - odpowiadam, próbując stłumić drganie głosu, ale to nie z powodu malejącej temperatury. To dlatego, że Twoja prośba przyprawia mnie o chwilowy odlot do krainy marzeń.
Już sekundę później, zaciskasz palce prawej dłoni na moich biodrach, obejmując mnie mocno, a Twoje kolano raczej przypadkowo ociera się o moje krocze. Przecież to niemożliwe, abyś robił to specjalnie, prawda?
Ogrzewasz mnie. Rozpalasz wręcz. A to tylko mały gest. Staram się wyrzucić z umysłu nieprzyzwoite słowa, myśli i obrazy ukazujące akty miłosne z Tobą w roli głównej. Potrząsam głową z nadzieją, że wylecą, ale one nadal tam siedzą. A wszystko się potęguje, kiedy z Twoich ust wychodzą dwa słowa, dzięki którym dostaję prawie zawału serca.
- Pociągasz mnie.
- Zayn, przestań się zgrywać - proszę, śmiejąc się nerwowo.
- Ale ja mówię poważnie - po tych słowach suniesz czubkiem nosa po linii mojej szczęki. - Mogę ucałować twe pełne wargi, urzekające swoją delikatnością? - pytasz w dosyć specyficzny sposób. Czyżbyś jako nietrzeźwy miał bardziej rozwinięte słownictwo?
- Jesteś pijany - na przekór sobie próbuję Cię odepchnąć, ale Ty nie dajesz za wygraną. Mocniej wtulasz się w me ciało, Twoje kolano bardziej naciska na moje przyrodzenie, a Twój zimny oddech muska mój prawy policzek. - Uspokój się - proszę łagodnie, jednak nie odsuwam się od Ciebie, bo w rzeczywistości tego nie chcę, ale powinienem chcieć. Po prostu to nie będzie zbyt miłe z mojej strony, jeśli skorzystam z tej propozycji, proponowanej po pijaku.
- Nie uspokoję! - protestujesz krzykiem.
- Powtórzę się: nie myślisz trzeźwo.
- Zamknij się lepiej! - podnosisz ton, a ja zaczynam się bać. Nigdy wcześniej nie widziałem Cię tak agresywnego.
Milknę, a Ty jesteś coraz bliżej. Z kolejną sekundą niszczysz przestrzeń między nami, a ja już od tego się pocę tam, gdzie nie powinienem.
- Pozwól mi to zrobić - szepczesz zmysłowym tonem, który w moich uszach brzmi niezwykle podniecająco.
- Ale, Zayn... - nie dokańczam, bo w tym momencie Twoje usta lubieżnie wpijają się w moje.
W pierwszej sekundzie nie wiem co zrobić, nie potrafię ogarnąć, co właśnie ze mną robisz, ale gdy natarczywie, a zarazem czule, Twój język przedostaje się przez moje zaciśnięte usta, a potem rozprawia z szeregiem zębów, powoli dochodzi do mnie, że całujesz rewelacyjnie, a mnie się to bardzo podoba.
Kilka minut nie odrywamy się od siebie. Ja wplątuję dłonie w Twoją perfekcyjnie ułożoną fryzurę, a Ty pieścisz moje policzki od wewnątrz, przejeżdżając językiem po obu ściankach. W końcu odklejamy się od siebie, bo oboje mamy problemy z oddychaniem.
- Smakujesz wyśmienicie.
- Idź może spać - śmieję się pod nosem, choć w duchu dziękuję Bogu za to zbliżenie.
- Dobrze, mamo.
Głowę opierasz o moją klatkę piersiową, składając jeszcze na niej subtelny pocałunek przez cienki materiał koszulki. Dobrze, że jest ciemno. Nie masz prawa zauważyć rumieńców na moich policzkach. Zamykam oczy, próbując odtworzyć ten pocałunek ponownie. Przygryzam dolną wargę. To było cudowne, ale nie mogę Ci o tym powiedzieć. Źle mogłoby się to skończyć. Wiadomo, normalni przyjaciele się nie całują, a my jesteśmy przyjaciółmi, no nie?
Ze świstem wypuszczasz powietrze. Zasnąłeś, a ja zaraz po Tobie.
Rano budzą mnie promienie słońca, wsiąkające pod moją skórę. Ogrzewają mnie w ten sposób. W głowie od razu pojawia mi się wielki znak zapytania czy aby na pewno w nocy stało się to, co pamiętam. Uświadamiam sobie dopiero, że rzeczywiście jest to prawdą, gdy Ty cicho mamroczesz coś pod nosem, a przy okazji ustami pieścisz moją klatkę. Wywołuje to u mnie delikatne dreszcze.
- Zayn? - szepczę cicho w Twoje włosy. Pachną cytrusami.
- Uhm... - odpowiadasz niezrozumiale i zaraz zacieśniasz palce na mojej talii.
- Młody, wstawaj - zachęcam ze śmiechem.
- Stary się odezwał - mruczysz, a Twój oddech tak rozkosznie muska mą skórę. - Już wstaję.
Mija minuta, potem kolejna, a Ty nawet nie drgnąłeś. Próbuję delikatnie wydostać się spod Ciebie, ale nie udaje mi się, bo Twój uścisk jest za mocny.
- Puścisz mnie?
- A czy ja cię trzymam?
- Tak trochę - udaję poważnego, jednak Ty zaczynasz się śmiać, więc i mnie tym zarażasz.
- Okey, okey, wstaję.
Podnosisz się ze mnie trochę chwiejnie, od razu przystawiając dłonie do skroni.
- Kacyk? - pytam.
- Kacyk - potwierdzasz, lecz, ku mojemu zdziwieniu, śmiejesz się delikatnie.
- Pamiętasz coś? - jestem ciekawy, bo przecież to może dałoby mi jakieś szanse.
- Nie.
- Nic, a nic?
- Nic, a nic - powtarzasz po mnie z nieco innym akcentem, aby zabrzmiało to jak potwierdzenie.
Rozglądasz się po pokoju, jakby w celu poszukiwań czegoś. Po chwili Twój wzrok zatrzymuje się na barku, na którym znajdujesz puste butelki po alkoholu i dwie szklanki.
- Moi wczorajsi oprawcy - mówisz, spoglądając na nie z mordem w oczach.
- Niegrzeczny alkohol, jak on w ogóle śmiał SAM wlać się do twojej buzi, no nie? - udaję oburzenie, na co Ty parskasz śmiechem. - Hmm... Zayn... wspominałeś kiedyś, że gdy jesteś pijany, to niczego się nie boisz, pamiętasz?
- No jasne, bo tak jest, jeszcze mówię prawdę. Z tego co mi ludzie opowiadali, to nigdy nie skłamałem po pijaku. A czemu pytasz?
- Nie nic, tak po prostu - trochę się onieśmielam, bo doskonale w mojej pamięci potrafię odtworzyć, co powiedziałeś minionej nocy. Powiedziałeś, że ja... Cię pociągam.
Razem idziemy do kuchni, tam przygotowuję dla nas śniadanie. Milczymy. Ty jesteś skacowany, a ja teraz nie potrafię wrócić na ziemię. Za bardzo przeżywam Twoje słowa, ale nie dziw mi się. Jestem po uszy zauroczony Tobą, co ja mogę na to poradzić? Nic. Na erotycznych fantazjach muszę to zakończyć. Choć może nie tylko erotycznych. Wszystkich, nawet takich do przesady przesłodzonych, że aż zbiera mi się na wymioty, jak Tobie jeszcze kilka godzin temu.
Słyszę dzwonek do drzwi. Kolejni goście. Jest po dwudziestej - to dopiero początek imprezy. Uśmiecham się sztucznie, bo Ciebie jeszcze nie ma. Boję się, a co jeśli nie przyjdziesz? To już trzeci dzień od wspólnie spędzonego poranka, a my nawet nie wykonaliśmy telefonu do siebie. Ktoś klepie mnie po ramieniu, odwracam się i zaraz dostrzegam naszego przyjaciela, Liama, i jego piękną partnerkę, Danielle. Przyznaj, są prześliczną parą. Też chcę takiego związku, ale powiedz, kto u nas nosiłby sukienkę?
Ogarniam mieszkanie wzrokiem, nie ma osoby, która by się źle bawiła. Alkohol powoli zaczyna rządzić u wszystkich zgromadzonych. W powietrzu czuć trunki, dym papierosowy i pot. Wszystko to tworzy niezbyt piękną mieszankę, ale, o dziwo, wcale nie przeszkadza mi to. Moje myśli skupiają się na czymś zupełnie innym. Na Tobie. Staram się dobrze bawić, ale gram, bo w rzeczywistości w duchu jestem zdenerwowany.
Ktoś składa mi życzenia. W półmroku ciężej przychodzi mi rozpoznanie tej osoby. Na szczęście po chwili udaję mi się. To Louis.
- Hej, stary! - woła do mojego ucha, aby jego głos przebił się przez ogłuszającą muzykę. - Wszystkiego najlepszego! - dodaje, po czym po przyjacielsku ściska mnie. Zaraz odchodzi w głąb tańczącego tłumu.
- Ludzie, Zayn Malik przyszedł i ma dziś zamiar upić się do nieprzytomności z okazji urodzin naszego solenizanta! - słyszę Twój krzyk dochodzący od wejścia.
Moje serce przyspiesza tempo bicia, ręce chyba zaczynają się mocniej pocić, a uśmiech mimowolnie wpełza na usta. Przyszedłeś. Idę w Twoją stronę, aby się przywitać, rzecz jasna.
- Najlepszego, Styles! - obejmujesz mnie ramionami, na co ja w środku piszczę, niczym zakochana nastolatka. Energicznie poklepujesz mnie po plecach. - Planujesz się dziś ostro zabawić? If you know, what I mean? - mówisz wprost do mojego ucha, a Twój głos tak przyjemnie łaskocze jego płatek. - Hazza Zawodowy Podrywacz Styles zaczął już polowanie? - śmiejesz się cwaniacko.
- Dzięki. Ale nie przesadzaj, jak na razie nie widziałem nic ciekawego, choć jakby tak się przyjrzeć... - patrzę Ci prosto w oczu i nagle ogarnia mnie strach. Czy ja właśnie rzuciłem do Ciebie aluzją?
Chyba tego nie zauważasz, a może tylko udajesz? Odchodzisz ode mnie z zawadiackim uśmiechem i w momencie wstępujesz pomiędzy spocone ciała, tańczące w rytm klubowej muzyki. Ja również zaczynam dobrze się bawić. Jakoś przyjemniej, gdy wiem, że tu jesteś.
Przyjęcie dobiega końca. Ostatni goście wychodzą; niektórzy dostatecznie zlani, ledwie utrzymujący się na własnych nogach, inni idący jeszcze w miarę prosto. Żegnam ich z szerokim uśmiechem, dziękuję za przybycie, bo była to świetne impreza, muszę przyznać przed sobą. Zamykam drzwi i odwracam się, trochę chwiejnym krokiem, w stronę salonu. Wszędzie walają się kolorowe kubeczki, widzę również kilka opróżnionych szklanych butelek, przy wieży, z której na szczęście już muzyka nie leci, leży czerwony stanik. Zastanawiam się, kogo to. W sumie widok mnie również bawi. Dziwi mnie jedno. Dlaczego Ty stoisz oparty o ścianę przy wejściu do przestrzennego salonu. Dopiero teraz rejestruję, co masz na sobie. Czarne rurki, biała, luźna bokserka i rozpięta czerwono-czarna koszula. Wyglądasz fantastycznie, ale jesteś pijany, widać to na odległość.
- Nie zbierasz się? - uśmiecham się, ale Ty nie odpowiadasz. Odrywasz się od ściany i podchodzisz do mnie. Powoli, ale odważnie.
Jesteś już coraz bliżej, jeszcze krok i kolejny, i... Nasze ciała dzielą milimetry. Odsuń się, jeśli nie chcesz zostać brutalnie zgwałcony w tym korytarzu.
- Mówiłeś coś o przyglądaniu się, no więc? - pytasz, całkiem ignorując moje słowa. Twój ton jest tak cholernie seksowny i uwodzicielski.
Sekundę później Twoje dłonie opadają na moje biodra, w palce chwytasz szlufki mych spodni i gwałtownie do siebie przyciągasz. Nasze kości biodrowe uderzają o siebie. Czujesz, jakie to jest podniecające?
- Znowu nie myślisz trzeźwo - upominam Cię, ale mimo to, moje dłonie lądują wokół Twojej szyi.
Przybliżam się jeszcze bardziej, nasze czoła właśnie się zetknęły. Teraz Twój ruch.
- Nie każ mi się opamiętać, bo i tak nie spełnię twych próśb - szepczesz, równocześnie pocierając mój nos swoim.
- Nie będziesz żałował? - zadaję Ci pytanie dla pewności, a pomiędzy Twoje rozchylone wargi wpada mój oddech.
- Nigdy.
Ostateczne posunięcie należy do Ciebie. Wykonujesz je niemal natychmiast w postaci szybkiego pocałunku na moich wargach, które z utęsknienia mocniej zatracają się w Twoich.
Stoimy na środku korytarza. Całujemy się. Nikt nas nie widzi i to sprawia, że nabieram większej pewności siebie.
Nie odrywając się ode mnie, popychasz me ciało delikatnie do tyłu. Pozwalam Ci się prowadzić. Wiem, że nie pożałuję. W drodze do celu, Twoje palce zwinnie pozbywają się mojej niebieskiej koszulki i rzucają ją gdzieś na oślep. Chcę Ci się odwdzięczyć i prędko zdzieram z Twych ramion kraciastą koszulę.
Wszystko dzieje się za szybko. Świat w mojej głowie wiruje, jeśli pomyślę o tym, do czego dążymy obydwoje, a co jest również moją największą fantazją. Słyszę trzask. To mój pasek uderzył o posadzkę przy wejściu do salonu. Znam swoje mieszkanie idealnie, więc domyślam się, gdzie chcesz się udać. Nim dochodzimy na miejsce, Twoja bokserka dołącza do reszty naszej garderoby, która już w spokoju spoczywa na podłodze. Przygryzasz moją dolną wargę.
- A ty nie będziesz żałował? - pytanie wychodzi z Twoich ust, a oddech jest płytki i nierówny. Zupełnie jak mój.
- W życiu - odpowiadam krótko i ponownie łącze nasze wargi w namiętnym pocałunku.
Oboje jesteśmy już na wpół nadzy, teraz moje dłonie wyciągają pasek z Twoich spodni i zaraz rzucam go za siebie.
Plecami uderzam o kolumnę sięgającą do samego sufitu, a Ty ocierasz się kroczem o moje, co powoduje, że w momencie mój kolega daje o sobie znać. Kiedyś zastanawiałem się, dlaczego architekt wpadł na pomysł postawienia jej właśnie tu, w salonie, ale teraz zdaję sobie z tego sprawę. Uśmiecham się przez pocałunek, bo bawi mnie to. Czyżby projektant przewidział przeszłość?
- W takim razie pozwól, że zrobię coś, co zamierzałem już od dawna - prosisz szeptem i schodzisz ustami niżej.
Podążasz nimi wzdłuż mojej szczęki, aby chwilę później złożyć mokry pocałunek na szyi. Śliną tworzysz niewidzialną ścieżkę biegnącą w dół mojego ciała. Najpierw obojczyk, który szybko zostawiasz w spokoju, na drugi ogień idzie mój brzuch. Dokładnie badasz niemal każdy jego fragment i suniesz niżej. Po rozprawie z guzikiem i zamkiem od spodni, one szybko opadają w dół, a Ty usuwasz je z mojego ciała całkowicie, ściągając najpierw z prawej nogi, a potem z lewej.
Klękasz, aby było Ci wygodniej. Czuję ciepło w podbrzuszu, które Ty z perfekcją potęgujesz, zahaczając zębami o gumkę od moich bokserek.
- Powiedz mi, co dostałeś na urodziny?
Dłońmi zsuwasz ciasny już materiał z moich bioder. Podnoszę po kolei stopy, aby umożliwić Ci usunięcie ich z mojego ciała.
- No nie wiem... Chyba ze dwie książki, jakąś płytę, ktoś przyszedł z wódką, kilka gumek... - nie kończę z wrażenia, bo Twoja dłoń niespodziewanie ujęła mojego penisa.
Nie mogę w to uwierzyć, to na pewno sen, ale niech nikt nie ośmiela się mnie szczypać! Jeździsz nią w górę i w dół, raz energicznie, za chwilę wolniej. Droczysz się, a mi to nie odpowiada. Zaczynam cicho sapać z podniecenia. Jestem już prawie na krawędzi wytrzymałości. Tylko nie przestawaj, proszę.
- Ja dam ci lepszy prezent. - oznajmiasz ze spojrzeniem flirciarza, spoglądając na mnie z dołu. Wyglądasz jak męska dziwka, ale niewątpliwie najlepsza, jaka stąpa po tej planecie.
Zaraz... Chwila... Czy Ty...?
Oplatasz mojego członka swoimi ustami. Czuję, jak bardzo są rozgrzane. Z początku liżesz go delikatnie. Znowu chcesz mnie nękać, abym tylko coraz bardziej odchodził od zmysłów. Nieładnie.
- Malik... proszę... przestań mnie... męczyć - wyrzucam z siebie słowa pomiędzy cichymi jękami, jednak Tobie to sprawia chyba jeszcze większą przyjemność. - Zayn! - staram się krzyknąć, ale udaje się to raczej ze stłumionym efektem.
W końcu się mnie słuchasz i robisz to z życiem. Nie owijajmy w bawełnę, właśnie mi obciągasz. I robisz to tak wspaniale, jak jeszcze żadna dziewczyna w moim życiu. Wiesz dlaczego? Zdaję mi się, że z prostego powodu. Jesteś facetem i wiesz, jak zaspokoić drugiego, ale teraz staram się nie myśleć o tym, że mógłbyś robić to komuś innemu. Byłbym tak strasznie zazdrosny.
Całujesz główkę mojego kolegi, aby dać do zrozumienia, że zaraz ponownie zniknie pomiędzy Twoimi wargami. Nie zdążam Ciebie ostrzec przed moim końcem, lecz Ty bez zbędnego przejęcia się tym, po prostu przełykasz wszystko, co ja Ci daję. Ostatnich kilka razy kreślisz kółeczka na moim penisie, a gdy już kończysz, podnosisz się na równe nogi.
- Przyznaj, że to jest najlepsze, co mogłeś dostać - oblizujesz usta czubkiem języka, po czym kolejny już raz tej nocy dajesz mi go posmakować.
- To jest najlepsze, co mogłem dostać - powtarzam po Tobie. - Ale teraz... - gryzę się w język. Boję się zaproponować, abyśmy posunęli się o krok dalej, choć naprawdę bardzo tego pragnę. - Chcę... poczuć cię w sobie. - zbieram się na odwagę i mówię to cicho.
- Już myślałem, że sam na to nie wpadniesz - odpowiadasz nieco zachrypniętym tonem, który od zawsze działał na mnie w "ten" sposób.
Uśmiecham się do Ciebie, przygryzając dolną wargę. Bez mojej pomocy, zdejmujesz z siebie spodnie, ale to ja pozbywam się Twojej bielizny. Stoimy przed już sobą całkiem nadzy. Nie mogę powstrzymać się, aby nie spojrzeć w dół. Widzę, że Ciebie ta sytuacja podnieca również tak samo jak mnie, ale zanim przejdziemy dalej, chwytam Twojego przyjaciela w dłoń i zajmuję się nim, żeby stał się jeszcze twardszy, niż jest. Trwa to dosłownie dwie minuty.
Gdy ja jeszcze bawię się Tobą, ślinisz dwa palce. W jednej sekundzie pytam się po co, ale w drugiej Ty czynem postanawiasz mi odpowiedzieć. Wpychasz je w mój najczulszy punkt, na co mnie wyrywa się krótki jęk.
- Potrzebne to? - pytam, bo trochę boli.
- Musisz się przyzwyczaić.
Czekam jeszcze chwilę. Próbuję emocjonalnie nastawić się na to, co nastąpi za kilka minut. Ty zająłeś się fizyczną stroną. W tej chwili w mojej głowie jest istny chaos.
- Dobra, już skończ - każę, kiedy robi się to uciążliwe.
Spełniasz moją prośbę i unosisz mnie trochę do góry, trzymając za biodra.
- Nie bój się - dodajesz otuchy, dotykając swoim przyrodzeniem moje wejście.
Dłonie kładę na Twoje plecy, a Ty w tym samym czasie wchodzisz we mnie gwałtownie. Krzyczę w pierwszym odruchu. Jest to coś nowego, nie ukrywam, że sprawia to katusze, ale mimo to, teraz się nie wycofam. Nie chcę.
Twoje ruchy nawet na moment nie zwalniają. Pchasz mnie w jednostajnym tempie. Na razie nie przyspieszasz. Zakładam, że chcesz, bym się przyzwyczaił. Rozchylam nogi trochę szerzej z zachętą o daniu Ci większego pola do popisu. Korzystasz z tego. Kilka minut później posuwasz mnie coraz szybciej i mocniej.
- Ach... Kurwa... - wrzeszczę, a to na Ciebie działa prawie jak płachta na byka.
- Gdy dojdziesz krzycz moje imię - szepczesz na ucho, dysząc jakbyś przebiegł kilka kilometrów.
Przytakuję bezzwłocznie głową. Nagle Ty zaczynasz napierać na mnie bardziej, a ja nie wytrzymuję i zaciskam palce na Twoich ramionach, paznokcie wbijając w skórę pleców. Gubię resztki człowieczeństwa, to tylko i wyłącznie Twoja zasługa. Możesz czuć się wyróżniony, gdyż wiele dziewczyn chciałoby zapewne doprowadzić mnie do tego stanu. Ostatnie sekundy mijają, chyba to wyczułeś, bo właśnie poczułem Cię tak głęboko, jak jeszcze nigdy.
Ostatni ruch z Twojej strony i dochodzę z pięknym imieniem na ustach. Wysuwasz się powoli, a ja syczę delikatnie. Odruchowo splatam nasze palce. Momentalnie czuję coś ciepłego i mokrego na moich pośladkach. Uśmiecham się rozmarzony z poczuciem, że również potrafiłem Cię zaspokoić, a zarazem obaj czujemy się spełnieni.
Moje nogi stają się jak z waty, przez co powoli zaczynam zsuwać się po kolumnie. Trzymam Cię za ręce, więc lądujesz na podłodze razem ze mną. Pot na naszych ciałach mówi sam za siebie. Jesteśmy totalnie wykończeni. Nic dziwnego, że kładziemy się na zimnej posadzce.
- Było tak źle? - spoglądasz na mnie, przechylając głowę na lewą stronę.
Zmieniam pozycję i już nie leżę obok Ciebie. Przyciskam prawy policzek do Twojej nagiej i klejącej klatki piersiowej. Obejmujesz mnie ramieniem i składasz pocałunek na mym czole.
- Było fantastycznie. - mówię powoli z braku sił.
- Tak więc: jeszcze raz wszystkiego najlepszego...
Jesteśmy senni, słyszę to po nas. Nawet się nie orientuję, kiedy oboje odpływamy do krainy jednorożców, gdzie wszystko jest możliwe.
Budzę się, kiedy zegarek naścienny wskazuje w pół do dwunastej. Rozglądam się dookoła i przeżywam szok. Leżę na Tobie z ręką obejmującą Twą talię. Warto podkreślić, że jesteśmy nadzy. Czyli to nie był tylko piękny sen?
Śpisz. Jeszcze. W moich oczach nagle stanęły łzy.
Styles, Ty pieprzony dupku, jak mogłeś to tego dopuścić?!
Moje sumienie już zaczyna prawić kazanie, ale niewątpliwie ma rację. Choć tak bardzo to było niesamowite przeżycie, powinienem był dać sobie spokój. A co jeśli mnie przez to znienawidzisz? Nie chciałbym tego. Chyba umarłbym z bólu psychicznego i presji, jaką sam wywołałbym na sobie, tylko dlatego, że Cię wykorzystałem pod wpływem nietrzeźwego umysłu.
Staram się powoli podnieść z Twojego ciała. Może zdążę pobiec do pokoju i się ubrać, a potem wytłumaczę, że sam się rozebrałeś i zrobiłeś striptiz kolumnie? Kręcę głową, zażenowany. Za dużo wczoraj wypiłem. Może gdybym bardziej kontaktował do niczego by nie doszło?
Za dużo pytań, o wiele za dużo.
Jest dobrze. Udaje mi się wydostać spod Twego silnego ramienia. Już wstaję, gdy nagle czuję palce zacieśniające się na moim nadgarstku. Niemal dostaję zawału! Wystraszyłeś mnie. Niepewnie, ze strachem wymalowanym na twarzy, spoglądam na Ciebie.
Otwierasz oczy, zaraz rozchylając powieki szerzej. O nie! Wiedziałem...
- Pamiętasz coś... z nocy? - pytam, przełykając z nerwów głośno ślinę.
Przytakujesz twierdząco głową. No tak! Dawaj, teraz wyzwij mnie od zboczeńców, pedałów i dodaj kilka mniej cenzurowanych słów od siebie.
- Żałujesz?
- Chyba wczoraj byłeś pijany bardziej ode mnie - rzucasz sarkastycznie. - Nie pamiętasz, co mówiłem? Powiedziałem, że chcę to zrobić od dawna - odpowiadasz już poważnie i... Czekaj... Ty się rumienisz.
- Ale byłeś pijany. Przepraszam, ja powinienem przestać...
- Nie byłem - wchodzisz mi w zdanie. - Hazz, ja... specjalnie to zrobiłem. Zrozum, gdybyś zaczął się do mnie rzucać, zrzuciłbym wszystko na brak świadomości i poszłoby to w niepamięć. Bałem się, że mnie odepchniesz. - ostatnie słowa mówisz, jakbyś się bał.
Zostawiam to bez odpowiedzi, jednak nachylam się do Twojej szyi i mocno zasysam ustami fragment skóry. Czuję Twoje palce mocniej zaciskające się na moich. Kilka sekund później, odrywam się od Ciebie z cichym mlaśnięciem.
- Muszę coś jeszcze dodawać? - szepczę, uśmiechając się, kiedy podziwiam swoje dzieło.
Kąciki Twoich ust delikatnie podskakują do góry. Siadasz na przeciwko mnie, nie wypuszczając mojej dłoni z uścisku. Nie puściłbym jej zresztą.
- Przepraszam, zakochałem się w tobie, Harry.
- Przepraszam, zakochałem się w tobie, Zayn. - mówię to co Ty.
Wymieniamy się krótkim pocałunkiem. To miłe ciepło rozlewa się po naszych sercach. Wiem to.
- Obiecaj być ze mną do końca świata - proszę.
- I jeden dzień dłużej - dopowiadasz od siebie, a ja po raz tysięczny tonę w Twoich oczach, które swym odcieniem przypominają mleczną czekoladę.Liczymy w myślach sekundy po każdym huku z nadzieją, że zaraz burza odejdzie, ale ona jak na złość nie spełnia naszych próśb. Albo raczej Twoich, bo mi naprawdę odpowiada wpatrywanie się w Twoje policzki, które co chwilę uwydatniasz, pokazując tym gestem coraz większe zdenerwowanie.
- No nic, chyba przez najbliższy czas się nie poprawi, będę się zwijać.
Odchodzisz od okna, a ja reaguję niemalże natychmiastowo, bo zaraz stoję w progu i oznajmiam, że nigdzie Cię nie puszczam. Boję się. Zrozum mnie.
- Harry, daj spokój. Zadzwonię do ciebie, jak dojadę, okey? - pytasz łagodnie, pocierając dłonią moje ramię.
Twój błąd. W ten sposób jeszcze bardziej zatracam się w Twojej osobie. Malik, proszę, przestań.
- Nie, zostań. Będę się martwił - proponuję cicho z uśmiechem, a Ty w końcu ulegasz.
- To przez te dołeczki - śmiejesz się, a moje serce w tym momencie wykonuje kilka salt, bo Ty właśnie uraczyłeś mnie komplementem ze swoich ust, których tak bardzo pragnę już od dawna.
Proponuję coś do picia, daje wolną rękę, abyś Ty wybrał, czego napijemy się tego wieczoru. Oboje siadamy przy moim małym barku w salonie, a Ty wybierasz Jack'a Daniels'a i sam nalewasz do dwóch szklanek tego trunku. Oczywiście na jednej kolejce się nie kończy. Za chwilę polewasz ponownie, potem raz jeszcze i znowu. Patrzę, jak się upijasz, dokładne wiedząc, że dużo pić nie możesz, ale mimo to nie oddalam od Ciebie czarnej butelki. Pozwalam Ci robić, co chcesz. Jestem za dobry, prawda?
Opowiadasz mi sprośne dowcipy, to całkiem w Twoim stylu. Śmieję się, a kiedy za którymś razem mój wyraz radości ozdabiam nieświadomie lekką chrypką, reagujesz tak... inaczej.
- Masz rozkoszny śmiech - szepczesz, a mnie ogarnia niemałe zdziwienie. Na pewno siedzę z tym Zayn'em? Chyba niepotrzebnie pokazuję swoje zaskoczenie tymi słowami, bo zaraz dodajesz: - Laski na to lecą - a na Twoje wargach pojawia się zawstydzony uśmiech.
Udam, że nie słyszę tego i poczuję to ciepło na sercu.
Nie mija nawet pół godziny, kiedy Ty już ledwo co trzymasz się na nogach. Wstajesz ze stołku barowego i chwiejnym krokiem zataczasz się do łazienki. Po drodze potykasz się ze dwa razy, a ja próbuję tłumić śmiech. Myślę trzeźwo, Ty już niekoniecznie. Pokazałeś, w jakim stanie jesteś. Rozbawia mnie to, wiesz? Jesteś pijany, prawie nieprzytomny, a ja próbuję odgonić wszystkie brudne myśli, w których wziął bym Cię na kilka różnych pozycji.
Ciężkie krople uderzają o szyby, okna co chwilę błyszczą, ukazując krzywe skupiska energii rozświetlające ciemne, granatowe niebo na nieco jaśniejszy odcień. Krzywię się na dźwięk Twoich wymiocin, ale na szczęście burza trochę to zagłusza. Zayn, trzeba było tyle nie pić.
- Ha-Harry! Mmmasz jakkkąś szczotttteczkę? - wołasz, zacinając się przy każdym słowie.
Czym prędzej, biegnę tam, aby dać Ci to, o co prosisz, zanim użyjesz mojej. Widok nie jest za specjalny. Klęczysz przy sedesie, dłonie trzymasz zaciśnięte na desce, a Twoja głowa niemal nurkuje w wodzie. Znowu słyszę ten charakterystyczny dźwięk jedzenia pragnącego wydostać się z Twojego żołądka i aż wszystko podchodzi mi do góry. Po chwili zaczynasz się śmiać, ja razem z Tobą, ale milkniesz, gdy znowu Cię mdli.
- Nieśmieszne - mamroczesz, podnosząc wzrok na mnie, kiedy nie przestaję rechotać.
- Tylko nie bij - rozkładam ręce z udawanym strachem i zaraz wyciągam z szafki świeżą, niebieską szczoteczkę do zębów.
Bierzesz z podziękowaniem, a ja wychodzę, pozwalając Ci w spokoju się oporządzić. W drodze do salonu kręcę głową rozbawiony, ale zaraz zatrzymuję się gwałtownie. Wszystkie światła zgasły. Mrok ogarnia całe moje mieszkanie. Wywaliło korki. Po omacku wyciągam komórkę z kieszeni moich spodni i za jej światłem wracam do pomieszczenia. Ogarniam pokój wzrokiem, jasny ekran mi w tym pomaga. Chcę wziąć się za sprzątnięcie naczyń i opróżnionych butelek, ale uniemożliwiasz mi to, kiedy delikatnie Twoje palce wplątują się w moje. Przyjemny dreszcz dochodzi do prawdopodobnie każdej komórki, bo od dawna działasz już na mnie w ten sposób.
- Ciemno jest - mówisz wprost do mojego ucha, a na końcu śmiejesz się niewinnie.
Prowadzę Cię na sofę, a gdy już jesteśmy przy niej, powoli opadam na nią. Kładziesz się obok. Przez kilka minut ciszy nie słychać nic. Nic, prócz naszych oddechów. Jest zima, ogrzewanie padło. Mój błąd, że zainwestowałem w elektryczne ciepło. Czuję drżące ciało obok siebie, zimno Ci.
- Marznę - przyznajesz w końcu szeptem. - Mogę się do ciebie przytulić?
- Jasne - odpowiadam, próbując stłumić drganie głosu, ale to nie z powodu malejącej temperatury. To dlatego, że Twoja prośba przyprawia mnie o chwilowy odlot do krainy marzeń.
Już sekundę później, zaciskasz palce prawej dłoni na moich biodrach, obejmując mnie mocno, a Twoje kolano raczej przypadkowo ociera się o moje krocze. Przecież to niemożliwe, abyś robił to specjalnie, prawda?
Ogrzewasz mnie. Rozpalasz wręcz. A to tylko mały gest. Staram się wyrzucić z umysłu nieprzyzwoite słowa, myśli i obrazy ukazujące akty miłosne z Tobą w roli głównej. Potrząsam głową z nadzieją, że wylecą, ale one nadal tam siedzą. A wszystko się potęguje, kiedy z Twoich ust wychodzą dwa słowa, dzięki którym dostaję prawie zawału serca.
- Pociągasz mnie.
- Zayn, przestań się zgrywać - proszę, śmiejąc się nerwowo.
- Ale ja mówię poważnie - po tych słowach suniesz czubkiem nosa po linii mojej szczęki. - Mogę ucałować twe pełne wargi, urzekające swoją delikatnością? - pytasz w dosyć specyficzny sposób. Czyżbyś jako nietrzeźwy miał bardziej rozwinięte słownictwo?
- Jesteś pijany - na przekór sobie próbuję Cię odepchnąć, ale Ty nie dajesz za wygraną. Mocniej wtulasz się w me ciało, Twoje kolano bardziej naciska na moje przyrodzenie, a Twój zimny oddech muska mój prawy policzek. - Uspokój się - proszę łagodnie, jednak nie odsuwam się od Ciebie, bo w rzeczywistości tego nie chcę, ale powinienem chcieć. Po prostu to nie będzie zbyt miłe z mojej strony, jeśli skorzystam z tej propozycji, proponowanej po pijaku.
- Nie uspokoję! - protestujesz krzykiem.
- Powtórzę się: nie myślisz trzeźwo.
- Zamknij się lepiej! - podnosisz ton, a ja zaczynam się bać. Nigdy wcześniej nie widziałem Cię tak agresywnego.
Milknę, a Ty jesteś coraz bliżej. Z kolejną sekundą niszczysz przestrzeń między nami, a ja już od tego się pocę tam, gdzie nie powinienem.
- Pozwól mi to zrobić - szepczesz zmysłowym tonem, który w moich uszach brzmi niezwykle podniecająco.
- Ale, Zayn... - nie dokańczam, bo w tym momencie Twoje usta lubieżnie wpijają się w moje.
W pierwszej sekundzie nie wiem co zrobić, nie potrafię ogarnąć, co właśnie ze mną robisz, ale gdy natarczywie, a zarazem czule, Twój język przedostaje się przez moje zaciśnięte usta, a potem rozprawia z szeregiem zębów, powoli dochodzi do mnie, że całujesz rewelacyjnie, a mnie się to bardzo podoba.
Kilka minut nie odrywamy się od siebie. Ja wplątuję dłonie w Twoją perfekcyjnie ułożoną fryzurę, a Ty pieścisz moje policzki od wewnątrz, przejeżdżając językiem po obu ściankach. W końcu odklejamy się od siebie, bo oboje mamy problemy z oddychaniem.
- Smakujesz wyśmienicie.
- Idź może spać - śmieję się pod nosem, choć w duchu dziękuję Bogu za to zbliżenie.
- Dobrze, mamo.
Głowę opierasz o moją klatkę piersiową, składając jeszcze na niej subtelny pocałunek przez cienki materiał koszulki. Dobrze, że jest ciemno. Nie masz prawa zauważyć rumieńców na moich policzkach. Zamykam oczy, próbując odtworzyć ten pocałunek ponownie. Przygryzam dolną wargę. To było cudowne, ale nie mogę Ci o tym powiedzieć. Źle mogłoby się to skończyć. Wiadomo, normalni przyjaciele się nie całują, a my jesteśmy przyjaciółmi, no nie?
Ze świstem wypuszczasz powietrze. Zasnąłeś, a ja zaraz po Tobie.
Rano budzą mnie promienie słońca, wsiąkające pod moją skórę. Ogrzewają mnie w ten sposób. W głowie od razu pojawia mi się wielki znak zapytania czy aby na pewno w nocy stało się to, co pamiętam. Uświadamiam sobie dopiero, że rzeczywiście jest to prawdą, gdy Ty cicho mamroczesz coś pod nosem, a przy okazji ustami pieścisz moją klatkę. Wywołuje to u mnie delikatne dreszcze.
- Zayn? - szepczę cicho w Twoje włosy. Pachną cytrusami.
- Uhm... - odpowiadasz niezrozumiale i zaraz zacieśniasz palce na mojej talii.
- Młody, wstawaj - zachęcam ze śmiechem.
- Stary się odezwał - mruczysz, a Twój oddech tak rozkosznie muska mą skórę. - Już wstaję.
Mija minuta, potem kolejna, a Ty nawet nie drgnąłeś. Próbuję delikatnie wydostać się spod Ciebie, ale nie udaje mi się, bo Twój uścisk jest za mocny.
- Puścisz mnie?
- A czy ja cię trzymam?
- Tak trochę - udaję poważnego, jednak Ty zaczynasz się śmiać, więc i mnie tym zarażasz.
- Okey, okey, wstaję.
Podnosisz się ze mnie trochę chwiejnie, od razu przystawiając dłonie do skroni.
- Kacyk? - pytam.
- Kacyk - potwierdzasz, lecz, ku mojemu zdziwieniu, śmiejesz się delikatnie.
- Pamiętasz coś? - jestem ciekawy, bo przecież to może dałoby mi jakieś szanse.
- Nie.
- Nic, a nic?
- Nic, a nic - powtarzasz po mnie z nieco innym akcentem, aby zabrzmiało to jak potwierdzenie.
Rozglądasz się po pokoju, jakby w celu poszukiwań czegoś. Po chwili Twój wzrok zatrzymuje się na barku, na którym znajdujesz puste butelki po alkoholu i dwie szklanki.
- Moi wczorajsi oprawcy - mówisz, spoglądając na nie z mordem w oczach.
- Niegrzeczny alkohol, jak on w ogóle śmiał SAM wlać się do twojej buzi, no nie? - udaję oburzenie, na co Ty parskasz śmiechem. - Hmm... Zayn... wspominałeś kiedyś, że gdy jesteś pijany, to niczego się nie boisz, pamiętasz?
- No jasne, bo tak jest, jeszcze mówię prawdę. Z tego co mi ludzie opowiadali, to nigdy nie skłamałem po pijaku. A czemu pytasz?
- Nie nic, tak po prostu - trochę się onieśmielam, bo doskonale w mojej pamięci potrafię odtworzyć, co powiedziałeś minionej nocy. Powiedziałeś, że ja... Cię pociągam.
Razem idziemy do kuchni, tam przygotowuję dla nas śniadanie. Milczymy. Ty jesteś skacowany, a ja teraz nie potrafię wrócić na ziemię. Za bardzo przeżywam Twoje słowa, ale nie dziw mi się. Jestem po uszy zauroczony Tobą, co ja mogę na to poradzić? Nic. Na erotycznych fantazjach muszę to zakończyć. Choć może nie tylko erotycznych. Wszystkich, nawet takich do przesady przesłodzonych, że aż zbiera mi się na wymioty, jak Tobie jeszcze kilka godzin temu.
Słyszę dzwonek do drzwi. Kolejni goście. Jest po dwudziestej - to dopiero początek imprezy. Uśmiecham się sztucznie, bo Ciebie jeszcze nie ma. Boję się, a co jeśli nie przyjdziesz? To już trzeci dzień od wspólnie spędzonego poranka, a my nawet nie wykonaliśmy telefonu do siebie. Ktoś klepie mnie po ramieniu, odwracam się i zaraz dostrzegam naszego przyjaciela, Liama, i jego piękną partnerkę, Danielle. Przyznaj, są prześliczną parą. Też chcę takiego związku, ale powiedz, kto u nas nosiłby sukienkę?
Ogarniam mieszkanie wzrokiem, nie ma osoby, która by się źle bawiła. Alkohol powoli zaczyna rządzić u wszystkich zgromadzonych. W powietrzu czuć trunki, dym papierosowy i pot. Wszystko to tworzy niezbyt piękną mieszankę, ale, o dziwo, wcale nie przeszkadza mi to. Moje myśli skupiają się na czymś zupełnie innym. Na Tobie. Staram się dobrze bawić, ale gram, bo w rzeczywistości w duchu jestem zdenerwowany.
Ktoś składa mi życzenia. W półmroku ciężej przychodzi mi rozpoznanie tej osoby. Na szczęście po chwili udaję mi się. To Louis.
- Hej, stary! - woła do mojego ucha, aby jego głos przebił się przez ogłuszającą muzykę. - Wszystkiego najlepszego! - dodaje, po czym po przyjacielsku ściska mnie. Zaraz odchodzi w głąb tańczącego tłumu.
- Ludzie, Zayn Malik przyszedł i ma dziś zamiar upić się do nieprzytomności z okazji urodzin naszego solenizanta! - słyszę Twój krzyk dochodzący od wejścia.
Moje serce przyspiesza tempo bicia, ręce chyba zaczynają się mocniej pocić, a uśmiech mimowolnie wpełza na usta. Przyszedłeś. Idę w Twoją stronę, aby się przywitać, rzecz jasna.
- Najlepszego, Styles! - obejmujesz mnie ramionami, na co ja w środku piszczę, niczym zakochana nastolatka. Energicznie poklepujesz mnie po plecach. - Planujesz się dziś ostro zabawić? If you know, what I mean? - mówisz wprost do mojego ucha, a Twój głos tak przyjemnie łaskocze jego płatek. - Hazza Zawodowy Podrywacz Styles zaczął już polowanie? - śmiejesz się cwaniacko.
- Dzięki. Ale nie przesadzaj, jak na razie nie widziałem nic ciekawego, choć jakby tak się przyjrzeć... - patrzę Ci prosto w oczu i nagle ogarnia mnie strach. Czy ja właśnie rzuciłem do Ciebie aluzją?
Chyba tego nie zauważasz, a może tylko udajesz? Odchodzisz ode mnie z zawadiackim uśmiechem i w momencie wstępujesz pomiędzy spocone ciała, tańczące w rytm klubowej muzyki. Ja również zaczynam dobrze się bawić. Jakoś przyjemniej, gdy wiem, że tu jesteś.
Przyjęcie dobiega końca. Ostatni goście wychodzą; niektórzy dostatecznie zlani, ledwie utrzymujący się na własnych nogach, inni idący jeszcze w miarę prosto. Żegnam ich z szerokim uśmiechem, dziękuję za przybycie, bo była to świetne impreza, muszę przyznać przed sobą. Zamykam drzwi i odwracam się, trochę chwiejnym krokiem, w stronę salonu. Wszędzie walają się kolorowe kubeczki, widzę również kilka opróżnionych szklanych butelek, przy wieży, z której na szczęście już muzyka nie leci, leży czerwony stanik. Zastanawiam się, kogo to. W sumie widok mnie również bawi. Dziwi mnie jedno. Dlaczego Ty stoisz oparty o ścianę przy wejściu do przestrzennego salonu. Dopiero teraz rejestruję, co masz na sobie. Czarne rurki, biała, luźna bokserka i rozpięta czerwono-czarna koszula. Wyglądasz fantastycznie, ale jesteś pijany, widać to na odległość.
- Nie zbierasz się? - uśmiecham się, ale Ty nie odpowiadasz. Odrywasz się od ściany i podchodzisz do mnie. Powoli, ale odważnie.
Jesteś już coraz bliżej, jeszcze krok i kolejny, i... Nasze ciała dzielą milimetry. Odsuń się, jeśli nie chcesz zostać brutalnie zgwałcony w tym korytarzu.
- Mówiłeś coś o przyglądaniu się, no więc? - pytasz, całkiem ignorując moje słowa. Twój ton jest tak cholernie seksowny i uwodzicielski.
Sekundę później Twoje dłonie opadają na moje biodra, w palce chwytasz szlufki mych spodni i gwałtownie do siebie przyciągasz. Nasze kości biodrowe uderzają o siebie. Czujesz, jakie to jest podniecające?
- Znowu nie myślisz trzeźwo - upominam Cię, ale mimo to, moje dłonie lądują wokół Twojej szyi.
Przybliżam się jeszcze bardziej, nasze czoła właśnie się zetknęły. Teraz Twój ruch.
- Nie każ mi się opamiętać, bo i tak nie spełnię twych próśb - szepczesz, równocześnie pocierając mój nos swoim.
- Nie będziesz żałował? - zadaję Ci pytanie dla pewności, a pomiędzy Twoje rozchylone wargi wpada mój oddech.
- Nigdy.
Ostateczne posunięcie należy do Ciebie. Wykonujesz je niemal natychmiast w postaci szybkiego pocałunku na moich wargach, które z utęsknienia mocniej zatracają się w Twoich.
Stoimy na środku korytarza. Całujemy się. Nikt nas nie widzi i to sprawia, że nabieram większej pewności siebie.
Nie odrywając się ode mnie, popychasz me ciało delikatnie do tyłu. Pozwalam Ci się prowadzić. Wiem, że nie pożałuję. W drodze do celu, Twoje palce zwinnie pozbywają się mojej niebieskiej koszulki i rzucają ją gdzieś na oślep. Chcę Ci się odwdzięczyć i prędko zdzieram z Twych ramion kraciastą koszulę.
Wszystko dzieje się za szybko. Świat w mojej głowie wiruje, jeśli pomyślę o tym, do czego dążymy obydwoje, a co jest również moją największą fantazją. Słyszę trzask. To mój pasek uderzył o posadzkę przy wejściu do salonu. Znam swoje mieszkanie idealnie, więc domyślam się, gdzie chcesz się udać. Nim dochodzimy na miejsce, Twoja bokserka dołącza do reszty naszej garderoby, która już w spokoju spoczywa na podłodze. Przygryzasz moją dolną wargę.
- A ty nie będziesz żałował? - pytanie wychodzi z Twoich ust, a oddech jest płytki i nierówny. Zupełnie jak mój.
- W życiu - odpowiadam krótko i ponownie łącze nasze wargi w namiętnym pocałunku.
Oboje jesteśmy już na wpół nadzy, teraz moje dłonie wyciągają pasek z Twoich spodni i zaraz rzucam go za siebie.
Plecami uderzam o kolumnę sięgającą do samego sufitu, a Ty ocierasz się kroczem o moje, co powoduje, że w momencie mój kolega daje o sobie znać. Kiedyś zastanawiałem się, dlaczego architekt wpadł na pomysł postawienia jej właśnie tu, w salonie, ale teraz zdaję sobie z tego sprawę. Uśmiecham się przez pocałunek, bo bawi mnie to. Czyżby projektant przewidział przeszłość?
- W takim razie pozwól, że zrobię coś, co zamierzałem już od dawna - prosisz szeptem i schodzisz ustami niżej.
Podążasz nimi wzdłuż mojej szczęki, aby chwilę później złożyć mokry pocałunek na szyi. Śliną tworzysz niewidzialną ścieżkę biegnącą w dół mojego ciała. Najpierw obojczyk, który szybko zostawiasz w spokoju, na drugi ogień idzie mój brzuch. Dokładnie badasz niemal każdy jego fragment i suniesz niżej. Po rozprawie z guzikiem i zamkiem od spodni, one szybko opadają w dół, a Ty usuwasz je z mojego ciała całkowicie, ściągając najpierw z prawej nogi, a potem z lewej.
Klękasz, aby było Ci wygodniej. Czuję ciepło w podbrzuszu, które Ty z perfekcją potęgujesz, zahaczając zębami o gumkę od moich bokserek.
- Powiedz mi, co dostałeś na urodziny?
Dłońmi zsuwasz ciasny już materiał z moich bioder. Podnoszę po kolei stopy, aby umożliwić Ci usunięcie ich z mojego ciała.
- No nie wiem... Chyba ze dwie książki, jakąś płytę, ktoś przyszedł z wódką, kilka gumek... - nie kończę z wrażenia, bo Twoja dłoń niespodziewanie ujęła mojego penisa.
Nie mogę w to uwierzyć, to na pewno sen, ale niech nikt nie ośmiela się mnie szczypać! Jeździsz nią w górę i w dół, raz energicznie, za chwilę wolniej. Droczysz się, a mi to nie odpowiada. Zaczynam cicho sapać z podniecenia. Jestem już prawie na krawędzi wytrzymałości. Tylko nie przestawaj, proszę.
- Ja dam ci lepszy prezent. - oznajmiasz ze spojrzeniem flirciarza, spoglądając na mnie z dołu. Wyglądasz jak męska dziwka, ale niewątpliwie najlepsza, jaka stąpa po tej planecie.
Zaraz... Chwila... Czy Ty...?
Oplatasz mojego członka swoimi ustami. Czuję, jak bardzo są rozgrzane. Z początku liżesz go delikatnie. Znowu chcesz mnie nękać, abym tylko coraz bardziej odchodził od zmysłów. Nieładnie.
- Malik... proszę... przestań mnie... męczyć - wyrzucam z siebie słowa pomiędzy cichymi jękami, jednak Tobie to sprawia chyba jeszcze większą przyjemność. - Zayn! - staram się krzyknąć, ale udaje się to raczej ze stłumionym efektem.
W końcu się mnie słuchasz i robisz to z życiem. Nie owijajmy w bawełnę, właśnie mi obciągasz. I robisz to tak wspaniale, jak jeszcze żadna dziewczyna w moim życiu. Wiesz dlaczego? Zdaję mi się, że z prostego powodu. Jesteś facetem i wiesz, jak zaspokoić drugiego, ale teraz staram się nie myśleć o tym, że mógłbyś robić to komuś innemu. Byłbym tak strasznie zazdrosny.
Całujesz główkę mojego kolegi, aby dać do zrozumienia, że zaraz ponownie zniknie pomiędzy Twoimi wargami. Nie zdążam Ciebie ostrzec przed moim końcem, lecz Ty bez zbędnego przejęcia się tym, po prostu przełykasz wszystko, co ja Ci daję. Ostatnich kilka razy kreślisz kółeczka na moim penisie, a gdy już kończysz, podnosisz się na równe nogi.
- Przyznaj, że to jest najlepsze, co mogłeś dostać - oblizujesz usta czubkiem języka, po czym kolejny już raz tej nocy dajesz mi go posmakować.
- To jest najlepsze, co mogłem dostać - powtarzam po Tobie. - Ale teraz... - gryzę się w język. Boję się zaproponować, abyśmy posunęli się o krok dalej, choć naprawdę bardzo tego pragnę. - Chcę... poczuć cię w sobie. - zbieram się na odwagę i mówię to cicho.
- Już myślałem, że sam na to nie wpadniesz - odpowiadasz nieco zachrypniętym tonem, który od zawsze działał na mnie w "ten" sposób.
Uśmiecham się do Ciebie, przygryzając dolną wargę. Bez mojej pomocy, zdejmujesz z siebie spodnie, ale to ja pozbywam się Twojej bielizny. Stoimy przed już sobą całkiem nadzy. Nie mogę powstrzymać się, aby nie spojrzeć w dół. Widzę, że Ciebie ta sytuacja podnieca również tak samo jak mnie, ale zanim przejdziemy dalej, chwytam Twojego przyjaciela w dłoń i zajmuję się nim, żeby stał się jeszcze twardszy, niż jest. Trwa to dosłownie dwie minuty.
Gdy ja jeszcze bawię się Tobą, ślinisz dwa palce. W jednej sekundzie pytam się po co, ale w drugiej Ty czynem postanawiasz mi odpowiedzieć. Wpychasz je w mój najczulszy punkt, na co mnie wyrywa się krótki jęk.
- Potrzebne to? - pytam, bo trochę boli.
- Musisz się przyzwyczaić.
Czekam jeszcze chwilę. Próbuję emocjonalnie nastawić się na to, co nastąpi za kilka minut. Ty zająłeś się fizyczną stroną. W tej chwili w mojej głowie jest istny chaos.
- Dobra, już skończ - każę, kiedy robi się to uciążliwe.
Spełniasz moją prośbę i unosisz mnie trochę do góry, trzymając za biodra.
- Nie bój się - dodajesz otuchy, dotykając swoim przyrodzeniem moje wejście.
Dłonie kładę na Twoje plecy, a Ty w tym samym czasie wchodzisz we mnie gwałtownie. Krzyczę w pierwszym odruchu. Jest to coś nowego, nie ukrywam, że sprawia to katusze, ale mimo to, teraz się nie wycofam. Nie chcę.
Twoje ruchy nawet na moment nie zwalniają. Pchasz mnie w jednostajnym tempie. Na razie nie przyspieszasz. Zakładam, że chcesz, bym się przyzwyczaił. Rozchylam nogi trochę szerzej z zachętą o daniu Ci większego pola do popisu. Korzystasz z tego. Kilka minut później posuwasz mnie coraz szybciej i mocniej.
- Ach... Kurwa... - wrzeszczę, a to na Ciebie działa prawie jak płachta na byka.
- Gdy dojdziesz krzycz moje imię - szepczesz na ucho, dysząc jakbyś przebiegł kilka kilometrów.
Przytakuję bezzwłocznie głową. Nagle Ty zaczynasz napierać na mnie bardziej, a ja nie wytrzymuję i zaciskam palce na Twoich ramionach, paznokcie wbijając w skórę pleców. Gubię resztki człowieczeństwa, to tylko i wyłącznie Twoja zasługa. Możesz czuć się wyróżniony, gdyż wiele dziewczyn chciałoby zapewne doprowadzić mnie do tego stanu. Ostatnie sekundy mijają, chyba to wyczułeś, bo właśnie poczułem Cię tak głęboko, jak jeszcze nigdy.
Ostatni ruch z Twojej strony i dochodzę z pięknym imieniem na ustach. Wysuwasz się powoli, a ja syczę delikatnie. Odruchowo splatam nasze palce. Momentalnie czuję coś ciepłego i mokrego na moich pośladkach. Uśmiecham się rozmarzony z poczuciem, że również potrafiłem Cię zaspokoić, a zarazem obaj czujemy się spełnieni.
Moje nogi stają się jak z waty, przez co powoli zaczynam zsuwać się po kolumnie. Trzymam Cię za ręce, więc lądujesz na podłodze razem ze mną. Pot na naszych ciałach mówi sam za siebie. Jesteśmy totalnie wykończeni. Nic dziwnego, że kładziemy się na zimnej posadzce.
- Było tak źle? - spoglądasz na mnie, przechylając głowę na lewą stronę.
Zmieniam pozycję i już nie leżę obok Ciebie. Przyciskam prawy policzek do Twojej nagiej i klejącej klatki piersiowej. Obejmujesz mnie ramieniem i składasz pocałunek na mym czole.
- Było fantastycznie. - mówię powoli z braku sił.
- Tak więc: jeszcze raz wszystkiego najlepszego...
Jesteśmy senni, słyszę to po nas. Nawet się nie orientuję, kiedy oboje odpływamy do krainy jednorożców, gdzie wszystko jest możliwe.
Budzę się, kiedy zegarek naścienny wskazuje w pół do dwunastej. Rozglądam się dookoła i przeżywam szok. Leżę na Tobie z ręką obejmującą Twą talię. Warto podkreślić, że jesteśmy nadzy. Czyli to nie był tylko piękny sen?
Śpisz. Jeszcze. W moich oczach nagle stanęły łzy.
Styles, Ty pieprzony dupku, jak mogłeś to tego dopuścić?!
Moje sumienie już zaczyna prawić kazanie, ale niewątpliwie ma rację. Choć tak bardzo to było niesamowite przeżycie, powinienem był dać sobie spokój. A co jeśli mnie przez to znienawidzisz? Nie chciałbym tego. Chyba umarłbym z bólu psychicznego i presji, jaką sam wywołałbym na sobie, tylko dlatego, że Cię wykorzystałem pod wpływem nietrzeźwego umysłu.
Staram się powoli podnieść z Twojego ciała. Może zdążę pobiec do pokoju i się ubrać, a potem wytłumaczę, że sam się rozebrałeś i zrobiłeś striptiz kolumnie? Kręcę głową, zażenowany. Za dużo wczoraj wypiłem. Może gdybym bardziej kontaktował do niczego by nie doszło?
Za dużo pytań, o wiele za dużo.
Jest dobrze. Udaje mi się wydostać spod Twego silnego ramienia. Już wstaję, gdy nagle czuję palce zacieśniające się na moim nadgarstku. Niemal dostaję zawału! Wystraszyłeś mnie. Niepewnie, ze strachem wymalowanym na twarzy, spoglądam na Ciebie.
Otwierasz oczy, zaraz rozchylając powieki szerzej. O nie! Wiedziałem...
- Pamiętasz coś... z nocy? - pytam, przełykając z nerwów głośno ślinę.
Przytakujesz twierdząco głową. No tak! Dawaj, teraz wyzwij mnie od zboczeńców, pedałów i dodaj kilka mniej cenzurowanych słów od siebie.
- Żałujesz?
- Chyba wczoraj byłeś pijany bardziej ode mnie - rzucasz sarkastycznie. - Nie pamiętasz, co mówiłem? Powiedziałem, że chcę to zrobić od dawna - odpowiadasz już poważnie i... Czekaj... Ty się rumienisz.
- Ale byłeś pijany. Przepraszam, ja powinienem przestać...
- Nie byłem - wchodzisz mi w zdanie. - Hazz, ja... specjalnie to zrobiłem. Zrozum, gdybyś zaczął się do mnie rzucać, zrzuciłbym wszystko na brak świadomości i poszłoby to w niepamięć. Bałem się, że mnie odepchniesz. - ostatnie słowa mówisz, jakbyś się bał.
Zostawiam to bez odpowiedzi, jednak nachylam się do Twojej szyi i mocno zasysam ustami fragment skóry. Czuję Twoje palce mocniej zaciskające się na moich. Kilka sekund później, odrywam się od Ciebie z cichym mlaśnięciem.
- Muszę coś jeszcze dodawać? - szepczę, uśmiechając się, kiedy podziwiam swoje dzieło.
Kąciki Twoich ust delikatnie podskakują do góry. Siadasz na przeciwko mnie, nie wypuszczając mojej dłoni z uścisku. Nie puściłbym jej zresztą.
- Przepraszam, zakochałem się w tobie, Harry.
- Przepraszam, zakochałem się w tobie, Zayn. - mówię to co Ty.
Wymieniamy się krótkim pocałunkiem. To miłe ciepło rozlewa się po naszych sercach. Wiem to.
- Obiecaj być ze mną do końca świata - proszę.
0 komentarze:
Prześlij komentarz