Nie odpowiadam za błędy, zawarte w opowiadaniach! Poprawienie ich, leży w obowiązku autorek, jeszcze zanim wyślą je na konkurs!

wtorek, 1 stycznia 2013

Christmas memories

Tematyka Świąteczna


_________________________

Tytuł: Christmas memories
Paring: Niam
Opis: Od czasu, kiedy Niall wziął udział w brytyjskim X Factor minęło wiele lat, wiele wspaniałych lat spędzonych w gronie przyjaciół, rodziny. Każdy z osobna stworzył swoją historię, która przepełniona jest wieloma wspomnieniami, tymi miłymi i na odwrót. W jednym dniu w roku, jakim są święta, Niall wspomina każde, spędzone w gronie przyjaciół Boże Narodzenie.
Liczba słów: 3 721
Od autorki: Opisałam tu polskie święta, bo gdybym opisywała tu jak wygląda Boże Narodzenie Brytyjczyków, pewnie popełniłabym wiele karygodnych błędów. Dlatego też zdecydowałam się napisać to w taki sposób, mam nadzieję, że nie robi Wam to różnicy ;)

Często zastanawiam się czy moje życie wyglądałoby inaczej, gdybyś nie pojawił się ty. Jak potoczyłaby się moja historia, gdybym nie poszedł na przesłuchanie do brytyjskiego X Factor? Trudno odpowiedzieć na te pytania, szczególnie teraz, kiedy wszystko jest wręcz idealnie. Jesteś obok mnie niezależnie od wszystkiego, opiekujesz się mną, a ja tobą; to wszystko przychodzi tak instynktownie. Znamy nasze potrzeby i wiemy też jak je spełniać. Ja najczęściej pragnę, abyś mnie dotykał, pieścił swoimi dłońmi najwrażliwsze miejsca na moim ciele. Ty z kolei lubisz mnie całować, wiem to, bo robisz to przy każdej możliwej okazji. Wiem, że pragniesz tego i w tym momencie, podczas gdy obejmujesz mnie od tyłu, a twoje dłonie błądzą po mięśniach mojego brzucha, drażniąc moją skórę. Doskonale wiesz, że nie powinieneś tego robić, bo niedługo przyjadą goście, a my nie możemy się rozpraszać, bo nie wszystko jest jeszcze gotowe, a w dodatku powinieneś odebrać Louise i Julie od córki naszej sąsiadki, bo pewnie i oni mają w tym dniu dużo na głowie. A mimo to stoimy przed ogromnym oknem w salonie, które zajmuje całą ścianę i wpatrujemy się niczym zaczarowani w krajobraz rozciągający się za szybą.
W końcu nadszedł ten cudowny dzień w roku, jakim są święta. Kolejne święta spędzone razem z tobą i naszymi dziećmi. Nie wiem, czy powinienem się cieszyć się z tego powodu, czy raczej rozpaczać nad, przesypującym się przez nasze palce niczym piasek, czasem.
Wzdycham cicho, kiedy zahaczasz, niby przez przypadek, o mój pasek.
-Nie, Liam – szepczę. – Niedługo wszyscy powinni przyjechać, a ty jeszcze nie odebrałeś dziewczynek. – Żeby cię udobruchać, obracam się w twoich objęciach i całuję w kącik ust. – Rusz się, książę. Bo nie zdążymy ze wszystkim na czas. – Uśmiecham się szczerze.
-Jeszcze minutka – prosisz, przyozdabiając swoją twarz w ten cudowny, szczenięcy wyraz i nie tracąc czasu, całujesz mnie czule, gładząc przy tym moją skórę na plecach.
-Czas minął, idź po dziewczynki, a ja w tym czasie zajmę się kolacją.
Z szerokim uśmiechem na twarzy wyplątuję się z twoich objęć i chwytając twoją dłoń, ruszam w kierunku kuchni. W połowie drogi, puszczasz mnie i obierasz inny kierunek, wzdychając cicho.
Zabieram się za potrawy, które nie zostały jeszcze skończone. Robię to, co roku, bo ty, nie masz zamiaru nauczyć się gotować. Nie wiem czy powinienem się cieszyć z miana gospodyni domowej.. Co roku wspominam najmilsze momenty ze świąt, które spędziliśmy wspólnie. Było już ich naprawdę wiele, a ja nadal pamiętam szczegóły niemal każdej ze świątecznych wieczerzy. W pamięci najbardziej utkwiły mi nasze pierwsze po ślubie święta, kiedy również zaprosiliśmy do siebie przyjaciół.

Wokół roznosił się cudowny zapach smażonej ryby, ślęczałem nad garnkami, a ty, zamiast nakrywać do stołu, chodziłeś krok w krok za mną. Byłeś niczym mój cień. Podnosiłeś pokrywkę z niemal każdego naczynia i chociaż powinno mnie to irytować, nabijałem się z twojego dziwacznego zachowania. Wyglądałeś wtedy, jakbyś nigdy nie widział mnie w kuchni. Twoje zafascynowanie moją osobą, było cholernie słodkie, aż do momentu, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, a ty nie zrobiłeś nic, poza krążeniem za mną.
-Idź otworzyć, a potem nakryj do stołu! – zawołałem zdenerwowany.
Z miną zbitego pieska poszedłeś przywitać nowoprzybyłych i zaprowadzić ich do pokoju.
-Boże! Jak pięknie pachnie! – usłyszałem zdumiony krzyk Perrie, żony Zayna, która w tej chwili już ledwo chodziła, z powodu obciążenia, jakim był ogromny brzuch. – Ale jestem głodna – dopowiedziała po chwili, co spowodowało, że wszyscy, wraz ze mną, zaśmiali się głośno.
Niedługo później pojawili się Louis i Eleanor, przywożąc ze sobą cudownie pachnące pierniki. A chwilę później, usłyszeliśmy pod drzwiami kolędę, którą śpiewali Harry i Kitty, rozsiewając dookoła świąteczny klimat.
Zasiedliśmy do stołu razem, ciesząc się swoją obecnością.
Tego wieczoru powiedzieliśmy im coś, czego się nie spodziewali, a nad czym zastanawialiśmy się od dłuższego czasu. Przyznaliśmy się, że planujemy postarać się o dziecko.

Z zamyślenia wyrywa mnie głośny wrzask Louise, która wpada do kuchni jak szalona.
-Taaaaataaaaaaa! – krzyczy i rzuca się na mnie, dzięki Bogu moja koordynacja ruchowa nie jest już tak beznadziejna jak kiedyś i udaje mi się ją chwycić.
Chwilę później do kuchni wchodzisz ty, trzymając na rękach Julie, która śmieje się w głos z czegoś, co jej właśnie powiedziałeś. Ty też się uśmiechasz, co wywołuje, że na moim sercu rozlewa się cudowne ciepło.
-No, Lou. Idziesz pomóc nam nakrywać do stołu, czy gotujesz z tatą? – pytasz poruszając zabawnie brwiami.
-Gotuję – oznajmia radośnie Louise, a ja pomagam jej stanąć na nogach, żeby mi nie przeszkadzała.
-W takim bądź razie, powodzenia – puszczasz mi oczko i odchodzisz, zostawiając mnie z tym małym szatanem.
Louise jest zupełnie do ciebie podobna. Odziedziczyła twoje ruchy i twoją mimikę. Kiedy się uśmiecha, wygląda zupełnie jak młodsza i dziewczęca wersja ciebie. Ma twoje oczy. Za to ode mnie dostała lekko zadarty nosek i wąskie usta. Jest śliczna. Była naszym pierwszym dzieckiem, które od samego początku obdarzyliśmy ogromnym uczuciem. Wraz z nią spodziewaliśmy się jeszcze chłopca, jednak ten, zmarł kilka godzin po porodzie, co wyryło swego rodzaju blizny w naszych podświadomościach.
-Zamyśliłeś się, tatusiu – stwierdza Louise, swoim melodyjnym głosikiem.
-Przepraszam kochanie, możesz podać mi oliwę? – pytam, a ta, zadowolona, że może się do czegoś przydać, w podskokach pędzi po małą, plastikową butelkę z płynem.
Dziękuję jej uśmiechem i zabieram się za przyrządzenie ostatnich kawałków ryby, byle zdążyć przed przyjazdem naszych przyjaciół.
W międzyczasie wracasz ty, oznajmiając, że wszystko jest już gotowe i zabierasz gotowe potrawy do salonu. Mimo tego, że jesteś obładowany naczyniami, poruszasz się z gracją, przez co nie mogę oderwać swoich niebieskich oczu od twojego ciała. Mimo lat, prawie wcale się nie zmieniłeś. Zmężniałeś, wydoroślałeś, ale nadal jesteś tym samym Liamem, którego poznałem na boot campie wiele lat temu.
Wszystko jest już prawie gotowe, przebrałeś dziewczynki, a ja posprzątałem z grubsza kuchnię. Ruszam do naszej sypialni, żeby zmienić dotychczasowe, domowe rzeczy, na bardziej elegancki ubiór, który jest zdecydowanie stosowniejszy dla tej chwili. Słyszę kłócące się o coś dziewczynki, jednak wiem, że to ty jesteś tym, który zawsze rozwiązuje spory w naszej rodzinie i bez skrupułów, wchodzę do naszego pokoju.

Kiedy Louise miała roczek, spędzaliśmy święta w moim rodzinnym Mullingar, gdzie nie bywaliśmy zbyt często i gnębieni wyrzutami sumienia, postanowiliśmy odwiedzić moich rodziców, a twoich teściów. Lou, biegała na swoich krótkich, pulchnych nóżkach od pokoju do pokoju, rozbawiając wszystkich, a przy okazji zmuszając ciebie, do gonienia jej. Nie lubiłeś zostawiać jej samej. Chodziłeś za nią krok w krok, zupełnie jak za mną, podczas gotowania potraw na nasze pierwsze, wspólnie spędzone święta. Bałeś się o nią, ale ja to doskonale rozumiałem. Oboje nie chcieliśmy, żeby stało się jej coś złego, żebyśmy nie przeżyli tego jak śmierci Benjamina.
-Niall – usłyszałem głos mojej mamy, która zawsze powtarzała jak bardzo cię lubi. Czasami wydawało mi się, że bardziej wspiera nasz związek niż związek mojego brata. – Dajecie sobie radę z małą? Oboje nie mieliście nigdy do czynienia z małymi dziećmi. – Wydawała się być w pewnym sensie.. przestraszona, jakby obawiała się, że naskoczę na nią za troskę.
-Och, mamo – uśmiechnąłem się ciepło i podszedłem do niej, żeby przytulić ją z całej siły. – Nie musisz się przejmować. Dajemy sobie świetnie radę. Liam jest cudownym ojcem, Lou ma też wspaniałych wujków i ciotki, które rozpieszczają ją jak dziadowski bicz. – Usłyszałem twój śmiech, dochodzący z korytarza. Wszedłeś do pokoju, twoją twarz ozdabiał cudowny uśmiech.
-Ty też jesteś cudownym ojcem, Niall – powiedziałeś, a ja niemal wyczuwałem emanującą od twojej osoby szczerość. Louise siedząca na twoich barkach, pisnęła z radości, kiedy połaskotałeś ją po łydkach.
Uśmiechnąłem się do ciebie z wdzięcznością i wyciągnąłem ręce w kierunku naszej córeczki, która z okrzykiem radości, próbowała dotknąć moich dłoni swoimi pulchnymi rączkami. Żeby jej to ułatwić, podszedłeś bliżej, a ja ściągnąłem ją z twoich pleców, żeby przytulić do piersi jej drobne ciałko.
-Jesteś głodna, króliczku? – spytałem, odgarniając z jej czoła jasne włoski.
-Nieee! – pisnęła jak opętana i dotknęła paluszkami mojego policzka.
W te święta mieliśmy również do przekazania ważną wiadomość naszej rodzinie. Twoja siostra zgodziła się pełnić rolę surogatki i już wtedy spodziewaliśmy się drugiego dziecka, które w okolicach sierpnia, miało przyjść na świat.

Po domu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi, akurat wtedy, kiedy zabieram się za zapinanie guzików białej koszuli. Chcę iść wpuścić gości, ale słyszę krzyk Louise:
-Otwoooooooorzę! – a zaraz po tym, rozlega się tupot jej stópek. Śmieję się cicho i po zapięciu ostatniego guzika, wychodzę z pokoju, żeby przywitać gości.
W korytarzu stoją państwo Styles. Darcy od razu zabiera się za rozmowę z Louise, ignorując Kitty, która próbuje zdjąć z niej płaszczyk.
-Wujek, Niall! – woła nagle, widząc mnie i w ośnieżonych butach, pędzi w moją stronę. Żeby zapobiec katastrofie, kucam i wyciągam ramiona w jej stronę. Jej ciemnobrązowe loczki podskakują przy każdym susie, a zaraz po tym, przysłaniają mi cały widok.
-Cześć Darcy – całuję ją w czółko. – Zdejmiemy kurteczkę i kozaczki? – pytam z uśmiechem, na co ochoczo kiwa głową. Kitty patrzy zszokowana, jak bez najmniejszego problemu zdejmuje płaszczyk i podaje mi go z szerokim uśmiechem. Puszczam jej oczko. – Ma się ten dar, droga Kate.
W tym samym czasie, w korytarzu pojawiasz się ty, witasz Kitty całusem w policzek i Harry’ego uściskiem dłoni. Darcy oczywiście rzuca się w twoje objęcia, krzycząc „Wujek Leeyum”. Prowadzimy naszych gości do salonu, gdzie Julie podjada pierniki.
Kitty od razu pcha się do kuchni, żeby upewnić się, że wszystko już jest skończone. Harry wybrał sobie na żonę cudowną osobę. Szczupła, niewysoka brunetka z burzą loków i roztrzepanym charakterem. Wyjątkowo sympatyczna, no i poza tym, moja najlepsza przyjaciółka.
-Widzę, że w tym roku się wyrobiłeś – śmieje się cicho. – Harry, kochanie! Zapomniałeś przynieść ciasta z samochodu.
Harry, jęcząc podnosi się z wygodnego siedzenia i mozolnym krokiem opuszcza towarzystwo. Kilka sekund później, po domu roznosi się głośny wrzask Harry’ego:
-ZAAAAAAAYN!
Podskakuję przerażony i zrywam się z miejsca, żeby przywitać gości. Louise, korzystając z okazji, gramoli się na kolana Kitty i przytula się do niej. Posyłam Kitty uśmiech i wychodzę na korytarz, gdzie Zayn zdejmuje z Noah jego kurtkę. Zdecydowanie, to właśnie on przeszedł najwięcej. Perrie zginęła w wypadku trzy lata temu, pozostawiając po sobie tylko syna.
-Cześć wujku – Noah uśmiecha się do mnie, a w jego oczach skaczą wesołe iskierki.
-Hej młody – odwzajemniam drobny gest i podchodzę do mojego przyjaciela, żeby obdarować go przyjacielskim uściskiem, który przyjmuje z uśmiechem. Wiem, że nie lubi, kiedy ktoś się nad nim użala. Kochał Perrie całym sercem i jej śmierć wstrząsnęła nim doszczętnie, jednak pozbierał się dla swojego syna.

Pezz nie miała najmniejszych szans przeżyć po czołowym zderzeniu z pijanym kierowcą. Zmarła na początku grudnia, a Zayn nie był w stanie zrobić nic sam. Noah miał dopiero pięć lat i bardzo często pytał o swoją matkę. Początkowo święta mieliśmy spędzić u Tomlinsonów, jednak w Wigilię, stawiliśmy się całą rodziną przed domem Malików. Na dachu auta Harry’ego spoczywała choinka.
Drzwi otworzył nam Noah, a kilka sekund później pojawił się Zayn, odziany w czerń.
-Przyjechaliśmy na Wigilię – odezwałeś się, uśmiechając się czule do naszego przyjaciela.
-CHOINKA! TATA! PATRZ! CHOINKA! – zawołał Noah, wskazując paluszkiem na drzewko.
-Pomyśleliśmy, że się przyda – odparła Kitty.
W oczach Zayna zalśniły łzy, potarł oczy wierzchem dłoni, żeby pozbyć się wilgoci i wpuścił nas do środka. Przytulając każdego po kolei.
Ty zatrzymałeś się przy nim dłużej, postawiłeś Julie na podłogę i z całej siły objąłeś naszego przyjaciela, szepcząc mu coś na ucho. Do teraz nie wyjawiłeś mi, co mu powiedziałeś.
Ja wraz z Kitty i El przyniosłem z naszych aut przygotowane na Wigilię dania. A ty wraz z całą naszą rodziną, ubieraliście choinkę. Zayn starał się cieszyć, uśmiechał się od czasu do czasu, jednakże jego oczy nadal pozostawały smutne.

Minęły trzy lata, Zayn śmiał się często, nie narzekał nigdy na to, że Noah daje mu popalić. Spisywał się świetnie jako ojciec.
Jednak teraz widzę coś w jego oczach. Świecą na odległość, a on sam promieniuje szczęściem. Noah szybko zdejmuje płaszczyk i pędzi do salonu, żeby przywitać się z dziewczynkami.
-Zayn, coś się stało? – pytam, przyodziewając twarz w przebiegły wyraz.
Mężczyzna uśmiecha się tylko i w odpowiedzi wzrusza ramionami, a po chwili obejmuje mnie ramieniem i powoli ruszamy do salonu. Ty czekasz na nas, opierając się o framugę drzwi. Uśmiechasz się szeroko, a mnie miękną od tego kolana i gdyby nie Zayn, już dawno leżałbym plackiem na podłodze, rozpływając się jak masło na słońcu. Nie wierzę w to, że nadal tak na mnie działasz, po tylu latach związku.
-No to jeszcze Tomlinsonowie i mamy pakiecik – Kitty klaszcze w dłonie i czochra czuprynę oburzonego Noah.
-POMOŻE MI KTOŚ?! – słyszymy wrzask dobiegający zza frontowych drzwi.
Jak zawsze uczynny, wychodzisz na korytarz, śmiejąc się pod nosem. W tym czasie ja i Zayn wchodzimy do salonu, gdzie Kitty wita się z Mulatem, podczas kiedy rzucają się na niego z wrzaskiem nasze córki i Darcy.
Wśród pisków dziewczynek, nie można zorientować się, co się dzieje. Jedna przekrzykuje drugą, chcąc powiedzieć coś swojemu wujkowi. Zayn próbuje zrozumieć cokolwiek z tej plątaniny słów. Noah kręci się po pokoju, całą swoją uwagę skupia na wysokiej do samego sufitu choince. On w odróżnieniu do Zayna jest chrześcijaninem, ponieważ Pezz od samego początku tego chciała. 
Podchodzę do niego i kucam po jego prawej.
-Wiesz co się stało tacie? – pytam go, na co on tylko kiwa głową z konsternacją. Zerka na mnie swoimi ciemnymi jak węgielki oczami. Jego skóra jest jaśniejsza niż Zayna, a zarazem dużo ciemniejsza niż ta jego matki. Zdecydowanie odziedziczył urodę po Zaynie.
-Poznał kogoś – odpowiada, a na jego buzi błądzi uśmiech, kiedy drobną dłonią dotyka, pokrytej igiełkami, gałązki choinki.
-Naprawdę? A ty? Widziałeś ją? – powinienem pohamować moją ciekawość, ale w takiej chwili jest to niemożliwe. Pragnę wiedzieć jak najwięcej.
Noah kiwa głową.
-Jest bardzo miła, ale nie przypomina mamy. – Zaciska wargi i podciągając noskiem, wpatruje się w dużą, czerwoną bombkę. Widzę jak jego oczy zachodzą łzami.
-Hej, Noah. – Kładę ręce na jego drobnych ramionach i zmuszam go, aby na mnie spojrzał. – Dla twojego ojca to TY jesteś najważniejszy, jesteś jedyną osobą, którą darzy tak ogromną miłością. Musisz to zapamiętać – uśmiecham się do niego i wycieram spływającą po jego policzku łzę.
-Dziękuję, wujku – uśmiecha się przez łzy i przytula się do mnie z całej siły.
Kiedy odkleja się ode mnie, do salonu wchodzisz ty wraz z Harrym, oboje obładowani ciastem i pierogami Kitty.
-Boże – spoglądam na żonę Harry’ego. – Nie miałaś co robić w domu? Oszalałaś? Przecież mamy jedzenie!
Kitty śmieje się cicho. – Ale mamy też ciebie, Niall. Ty jesz za trzech.
Wszyscy, wraz ze mną, wybuchają śmiechem. Nalepka żarłoka trzyma się mnie bezustannie, ale co poradzić? Jeśli chodzi o jedzenie, zdecydowanie najlepsze święta były dwa lata temu, kiedy spędzaliśmy je u Stylesów.

Kitty i Eleanor śpiewały kolędy, które niosły się po całym domu rodziny Styles, zmieniając atmosferę w jeszcze bardziej świąteczną. Dzieci siedziały w dużym kółku, grając w łapki, a starsze pokolenie, w tym ty i ja, szykowaliśmy Wigilijną wieczerzę, modląc się, żeby nic nie zepsuć. Pięciu mężczyzn w kuchni, a dokładniej cały zespół One Direction, przygotowujący kolację? Były dwie możliwości: albo ogromna katastrofa ze stratą w ludziach, albo wielki sukces z domownikami najedzonymi do syta.
Na szczęście odnieśliśmy sukces, stół pękał w szwach od ogromu posiłków, których było zdecydowanie więcej niż, jak głosi tradycja, dwanaście. Wokół unosił się cudowny zapach makiełek, smażonej ryby oraz barszczu. Blat uginał się od ciężaru talerzy i półmisków. Dumni z siebie, stanęliśmy przy stole, aby odmówić modlitwę. Zayn przyglądał nam się z uśmiechem. Zdążył już przywyknąć do naszychświąt i chrześcijańskich tradycji.
Pomogłem Julie usiąść na wysokim krześle, a ty usadziłeś Louise po swojej prawej. Zacierając ręce, cupnąłem na swoim miejscu i rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się, od czego powinienem zacząć.
-Tatusiu.. nałożysz mi ma-ma-makieki? – zapytała Julie, a na jej policzki wstąpił cudowny rumieniec.
-Makiełki, kochanie – uśmiecham się do niej i sięgam po półmisek z kluskami, który po chwili zabrałeś z moich rąk, aby nałożyć sobie i Lou.
Jedzenie znikało ze stołu w zastraszającym tempie. Większość osiadła w moim żołądku, sprawiając, że czułem się syty. Każda osoba siedząca przy stole, patrzyła jak pochłaniam kolejny kawałek smażonej ryby.
-Kochanie, nie dasz rady wstać od tego stołu, jeśli zjesz jeszcze coś. – Szepnąłeś mi do ucha z troską, a ja skomentowałem to głośnym śmiechem.
-Jesteśmy ze sobą już tak długo, a ty nie znasz jeszcze moich możliwości.
Miałeś rację… jak zawsze oczywiście. Czułem, że za chwilę pęknę, więc zamiast bawić się w Świętego Mikołaja, rozsiadłem się na dużym, bujanym fotelu, z nadzieją, że wszystko uleży się w moim żołądku. W tym roku, to ty rozdawałeś dzieciom prezenty, zaczynając od Darcy, a kończąc na Noah. Nasze córki skakały z radości, widząc wymarzone zabawki. Jednak najbardziej szczęśliwą osobą był Louis, który w prezencie urodzinowym dostał nowe auto, z kupna, którego rezygnował przez osiem miesięcy.

 Tomlinsonowie nawet nie pukali, weszli do naszego domu z kolędą na ustach. Ani ty, ani ja nie wstaliśmy, żeby ich powitać. Po chwili, do salonu wpada dwójka dzieci: Seth i Quinn. Ta dwójka z całą pewnością odziedziczyła po swoim ojcu nadpobudliwość.
Kiedy tylko Louis wchodzi do dużego pokoju, wszyscy rzucamy się na niego, żeby złożyć mu życzenia urodzinowe. Najstarszy członek zespołu uśmiecha się szeroko, przytula do wszystkich. Promieniuje szczęściem, które wydaje mi się podejrzane.
-Wszystkiego najlepszego staruszku – mówię i obejmuję go z całej siły, a jego dłoń czochra moje blond włosy, sprawiając, że są w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj. Podchodzę do Eleanor, żeby przywitać ją całusem w policzek.
-TATO! Już jest pierwsza gwiazdka! Jedzmy! – woła Darcy, podskakując jak mały kangur.
Jako pierwszy ruszam w kierunku stołu, co wszyscy komentują śmiechem. Przewracam tylko oczami i staję przy stole, czekając aż wszyscy do mnie dołączą. Na początek dzielimy się opłatkiem. Jak co roku nie brakuje łez i śmiechu. Ignorując burczący brzuch, rozpoczynam modlitwę, a ty dołączasz do mnie od razu. Uśmiecham się do ciebie, czując jak moje policzki zdobi naturalny róż, którego wstydziłem się, kiedy byłem młodszy.
Wszyscy równocześnie siadamy do stołu. Noah oddycha głęboko, jakby chciał wyczuć węchem, które z dań jest najlepsze. Jestem w szoku, kiedy nakłada sobie dość dużo klusek z makiem, ponieważ jako najstarsze dziecko, zawsze jadł najmniej i rezygnował z dokładek.
-No.. Zayn, może nam wyjaśnisz, dlaczego jesteś dzisiaj taki szczęśliwy? – pytam uśmiechając się do niego.
Mulat odchrząka cicho i rozglądając się po twarzach swoich przyjaciół oznajmia.
-Poznałem kogoś – uśmiechem się szerzej, uświadamiając sobie, że Noah zaczął rozmowę tak samo. Czuję jak obejmujesz mnie ramieniem, a twoja dłoń gładzi delikatnie moje plecy. W salonie panuje cisza, każdy chce dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej dziewczynie Zayna. – Ma na imię Lexie i jest naprawdę miła. – Na twarzy Zayna błądzi uśmiech.
-I to tylko tyle? – Pyta zawiedziona Eleanor. – Powiedz, chociaż jak wygląda!
Zayn wzdycha cicho. – Jest bardzo niska i drobna, no i jest w twoim wieku, Kitty – mężczyzna spogląda na Kate. – Ma duże, brązowe oczy i sięgające do połowy pleców, gęste, rude włosy. -  Milknie na moment. – Wystarczy?
Harry śmieje się cicho.
-Jasne, że tak, stary. Niezależnie od tego, co postanowisz, będziemy przy tobie. – mówi szczerząc zęby.
Przez chwilę nikt się nie odzywa, słychać tylko szczęk sztućców i cichy stukot odkładanych szklanek. Nagle Louis odchrząka cicho, a wzrok wszystkich kieruje się w jego stronę.
-Coś nie tak? – pytasz go. – Potrzebujesz czegoś?
Lou kręci głową i nabiera powietrza w płuca.
-Eleanor i ja spodziewamy się dziecka.
Nikt nie potrafi ukryć zdziwienia. Przyglądam się Eleanor z otwartą buzią, czekając aż ktoś coś powie. Ona sama uśmiecha się szeroko, chyba również nie wiedząc, co ma powiedzieć. Ku zdziwieniu wszystkich, Noah odzywa się, jako pierwszy.
-Gratulacje – uśmiecha się szeroko. – Mam nadzieję, że to będzie chłopiec. – oznajmia, a Seth wyciąga w jego kierunku rękę, aby przybić piątkę.
-Zaskoczyliście nas – mówi Kitty – ale jesteśmy bardzo szczęśliwi z tego powodu. Gratulacje, kochani.
Tym razem nie jem tak dużo, bo to ja mam pełnić rolę Świętego, przynoszącego prezenty. Podarki zostały umieszczone pod naszą choinką już wczorajszego ranka, Louis objechał wszystkie domy, żeby je zebrać i ułożyć pod naszym drzewkiem.
Podnoszę się ze swojego miejsca i podchodzę do choinki, a wszystkie dzieciaki zrywają się ze swoich miejsc. Chwytam pierwsze pudełko, które podpisane jest imieniem Darcy i podaje go dziewczynce. Zaraz po tym, sięgam po najmniejszy z prezentów, który trafia w ręce Noah, dziwi mnie to, że ten chłopiec nigdy nie chce niczego na Gwiazdkę. Zapakowany w pstrokaty papier karton, trafia w rączki Quinn, która najprawdopodobniej jest pewna, co się w nim znajduje. W końcu ostatni prezent trafia w ręce Louise.
Wokół roznosi się dźwięk rozrywanego papieru i pisków radości. Noah siedzi obok Zayna, wpatrując się w niego z uśmiechem. Na jego przegubie znajduje się cudowny zegarek, ale mimo to, co chwilę spogląda do środka paczuszki, w której musi znajdować się coś naprawdę wartościowego.
Czuję, jak któraś z moich córek uwiesza mi się na szyi, piszcząc z radości.
-Dziękuję, tatusiu – oznajmia Julie, obejmując mnie swoimi chudymi rączkami. – Prezent jest naprawdę piękny.
Po chwili odkleja się ode mnie, żeby przytulić ciebie. Nagle po pokoju roznosi się ciche brzdąkanie, a zaraz po tym podciągnięcie nosem. Spoglądam w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Louise siedzi w fotelu, trzymając w ramionach zniszczoną gitarę i pochlipuje cicho. Podchodzę do niej.
-Podoba ci się? – pytam.
-Nawet nie wiesz jak. Nie miałam pojęcia, tato, że poświęcisz swoją ukochaną gitarę, żeby dać ją mnie. Jest dla ciebie tak ważna. – Z jej oczu płyną łzy.
Uśmiecham się smutno.
-Ty jesteś ważniejsza, kochanie. Wiem, jak bardzo chciałaś, aby była twoja.
Odkłada gitarę na bok i upewnia się, czy nie spadnie, po czym podchodzi do mnie i  przytula się.
-Dziękuję.
Pochylam się, żeby pocałować ją w czubek głowy. Z tego miejsca widzę, jak Noah wskakuje na kolana Zayna i przylega do piersi swojego ojca, podciągając raz po raz noskiem. Julie podskakuje dookoła, tuląc nową lalkę; Quinn rozkłada swój domek dla lalek; Darcy ogląda pod każdym możliwym kątem bransoletkę z zawieszką w postaci serduszka i co chwilę spogląda na pudełko, znajdujące się na kolanach Kitty, z którego nie wypakowała jeszcze wszystkiego; Seth patrzy jak zaczarowany na wymarzoną deskorolkę.
-Zagrasz coś? – pytam Louise, a ta sięga po swoją gitarę i już po chwili, po pomieszczeniu rozbrzmiewają pierwsze nuty piosenki Justina Biebera i Boyz II Men „Fa la la”. Uśmiechając się do siebie, zaczynamy śpiewać i powoli ruszamy w kierunku naszej wielkiej rodziny. Jako pierwszy dołącza do nas Harry, a zaraz po nim ty.
W końcu każdy z nas dodaje do piosenki odrobinę swojego głosu. Sięgam po gitarę mojego dziadka, która stoi oparta o ścianę nieopodal kominka, jeszcze bardziej zniszczoną niż ta, którą ma w rękach Louise i dołączam do niej. Daję się ponieść melodii, którą od narodzin Louise, rozpoczynamy coroczne kolędowanie.
Ty podnosisz się ze swojego miejsca i obejmujesz mnie od tyłu, a twój głos sprawia, że na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Muskasz ustami moją szyję i szepczesz cicho.
-Wesołych świąt, kochanie. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz