_________________
Polecam przy tym piosenkę Christiny Perri - Jar Of Hearts
Harry nie był jakimś tam chłopakiem, przypadkowym, takim samym jak milion innych. Nie, on był wyjątkowy. Zupełnie inny, niż ta cała, pieprzona społeczność. Dla mnie znaczył o wiele więcej. Był jakby powietrzem, bez którego nie mogłem oddychać, żyć. Teraz, gdy nie mogę swobodnie z nim porozmawiać, czuję się pusty i bezsilny. Jestem przybity, nie mając go przy sobie. Nie mogąc go swobodnie poczochrać, połaskotać, jak to bywało wcześniej. Nie mógłbym wytrzymać bez niego chociażby jednego dnia, bo umarłbym z tęsknoty za nim. To wiedziałem aż za dobrze.
Od dłuższego czasu zaprzątał moje myśli i nie potrafiłem się go z nich pozbyć. Próbowałem nawet go ignorować, ale nie potrafiłem – oczarowany jego słodkimi dołeczkami w policzkach, gdy uśmiechał się do mnie, burzą loków na głowie, w które, odkryłem to z przerażeniem, z chęcią wplótłbym dłonie i zielonymi, błyszczącymi oczami, w których czaiły się iskierki.
Był jakby moim przeznaczeniem, które daje mi siłę do dalszej walki.
Nagle zdałem sobie sprawę, że nie ma już tego błogiego uczucia szczęścia, które zwykle miewałem, gdy o nim myślałem. Teraz były obawy. Oraz… Coś mi jeszcze nie znanego. I nie wiedziałem, czy chcę je znać.
Tę sytuację miałem w głowie w stu wariantach, wymyślaną do perfekcji. A wyszło… Jakbym był z marsa.
Może bez ciebie nie jestem taki silny. Może sam nie daję rady. Jesteś moim tlenem. Umieram, ponieważ nie możesz być tym samym, kim byłeś kiedyś. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Głowę odchylam do tyłu, drżące ręce ściskam na podbrzuszu.
Wyciągnąłem nimi telefon z przedniej kieszeni.
‘Przyjdź do mnie, proszę…’ Napisałem do mojego osobistego nieba. Do osoby, na której widok rozdzierało mi serce. Do Harrego.
Kolejne łzy płynęły po moich policzkach. Zakryłem twarz dłońmi i cicho szlochałem. Czekałem.
Może kilka minut, może godzinę, miesiąc, całą wieczność. Dla niego zrobiłbym wszystko.
Za dużo wspólnego, żeby nagle żyć osobno. Za dużo uczuć, kłębiących się w mojej głowie. Za dużo niepewności i strachu do dalszego działania. Przestrzeń nie do pokonania, a prędkości zbyt silne by dogonić utracone siły.
Być może ten rodzaj miłości, w który wierzę, jest po prostu nieosiągalny.
Popierdolony świat z popierdoloną przyszłością.
Znienawidzone myśli i częstotliwość uśmiechów.
Sarkazm i ironia.
Kolejne łzy, kolejne spazmy dreszczy.
Drżenie rąk i pustka w głowie.
Szczękanie zębami i miłość.
Moje osobiste niebo.
Pospiesz się, błagam w myślach. Nie mogę dłużej.
Uśmiech nie zawsze znaczy, że jesteś szczęśliwy
Nadal czekam, widzisz?
Nadal czekam.
Nie pozwól, bym tu zamienił się w kamień.
Nie pozwól, bym cię opuścił.
Nie pozwól, bo czekam.
~*****~
Skłamałbym twierdząc, że o nim nie myślę. Myślę. Czasami są takie dni, gdy jest w każdej godzinie, i takie godziny, gdy jest w każdej minucie.
Są momenty w życiu, które chciałoby się zatrzymać na zawsze. A chociaż na trochę dłużej. Na ‘jeszcze chwilę’. Za wszelką cenę nie zapalać światła w obawie, że znikną.
On jest takim momentem, taką chwilą.
Do której zawsze wracam, mimo, że rozum kategorycznie zabrania.
Jednak serce się domaga.
Ja domagam się również.
Myślałem kiedyś, że może Bóg mi pomoże. W Boga trzeba wierzyć, ale Bogu niekoniecznie. On ma tyle spraw do załatwienia, że często zapomina.
Czy pamięta o mnie jeszcze?
Moje dłonie przylgnęły do rozgrzanej twarzy. Do twarzy, mokrej od łez.
Kolejne spazmy dreszczy ogarnęły moje ciało.
Mózg domagał się tlenu.
A on jak na złość nie przychodził.
Na co czekasz?
Aż zakończę swój nędzny żywot?
I gdzie jest teraz mój Bóg?
Nieraz trzeba zagłuszyć wołanie serca i postąpić według woli rozsądku.
Zagłuszyć wołanie serca.
Moje serce woła jedno imię.
Które było nieobecne
Był nie był obecny.
Był obecny.
Obecny był:
A) Obecny, nie był
B) Był, nie obecny
Gdzie jesteś, pytam mojego Boga.
Mojego Boga, który mnie nie rozumie, który zapomniał.
Siedzę skulony pod ścianą. Dłonie nadal przywierają do oszklonych i piekących z wyczerpania oczu. Nie wiem, czy pociągnę tak długo.
Chcę czy już muszę,
Czy muszę chcieć
Czy też chcę musieć?
Chyba chcę umrzeć. Z braku miłości.
Świat o nas zapomniał, ale ja pamiętam.
Szczęk otwieranych powoli drzwi.
Cholerna cisza.
‘Zrób coś.’ Proszę w myślach.
Czuję szybkie kroki na podłodze. Ktoś kuca obok mnie, kładzie swoje ciepłe dłonie na moich i delikatnie je zabiera.
Nie chcę na niego patrzeć, ale on o tym wie.
-Mój boże… - szepta cicho, dotykając mojej twarzy, włosów. Pachnie lawendą i zieloną herbatą. Idealne połączenie. Mój Harry wie co dobre, ale czy wie, co dobre jest dla mnie? – Jestem samolubnym egoistą bez serca… To moja wina, prawda? Co się stało, Louis? – domaga się odpowiedzi, a mnie rani każde jego słowo. Dociera do mojego mózgu i dziurawi czaszkę, wypalając ją od środka.
Ale serce drży. – Ty się stałeś, Harry. TY SIĘ STAŁEŚ HARRY! Ty się stałeś… - szepnąłem, najciszej jak tylko umiałem. Czuję jego gorący i szybki oddech tuż przy mojej szyi. Był bardzo blisko. Spojrzałem na niego spod zamglonych powiek. – Harry… Dlaczego? Dlaczego tak mnie niszczysz? Ja jestem nikim! Nikim. Nie istnieję. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ja? Dlacz…. – chciałem to dokończyć. Naprawdę, chciałem dokończyć. Chciałem wreszcie powiedzieć to, co skrywałem od tak dawna, ale nie potrafiłem. Nie mogłem. Zatkał mi usta. Swoimi wargami. Zachłannie wpił się w moje, szybko je całując.
Mózg krzyczał oszalały, ale serce wiedziało, czego chce.
Oddałem pocałunek. Nie myślałem.
Przytłacza mnie życie od poniedziałku do niedzieli.
I ty.
Ale nie teraz. Bo teraz jesteś przy mnie.
I jest idealnie.
Czuję jego dłonie na moich biodrach, które przyciskały mnie do siebie i moje ciało przeszedł rozkoszny dreszcz. I choć powinienem czuć się niezręcznie, bo dotykał mnie mężczyzna, wcale nie byłem.
Bo dotykał mnie Harry. A on nie jest byle jakim mężczyzną .
Przypomnij mi, ile jestem wart.
-Pachniesz złem, Harry. – szeptam, odsuwając się kilka milimetrów. Wplotłem dłonie w jego włosy i delikatnie, jakby był substancją z czystego kryształu, pocałowałem w czoło. Burknął cicho i przybliżył się tak bardzo, że wbijał mi kolano w biodro i podbrzusze. Dokładnie czuję jego zapach. Swoimi dłońmi otarł moje jeszcze świeże łzy z twarzy.
Wypuścił głośno powietrze. – Ale to zło domaga się ciebie, Louis. – powiedział ochrypłym głosem i złapał mnie za rękę. – Czego nie możesz zrozumieć? Jesteśmy dla siebie stworzeni. Wiesz o tym.
Gładził palcami moją dłoń, a ja mozolnie odwróciłem wzrok. Wpatruję się tępo w okno, w strugi deszczu na szybie. Łzy na moich policzkach powoli schły, oczy z wysiłku nie produkowały już więcej płynu. Odchylam głowę do tyłu, zamykając oczy.
- Nie wiem, czego chcę. – Szeptam znów. Nie jestem na tyle silny, by wypowiedzieć to wszystko wystarczająco głośno. Szum w głowie powoli narasta. Jestem jakby tutaj, ale nieobecny.
Harry puszcza moją rękę, podnosi się, by usiąść na moich wyprostowanych nogach. Czując jego ciężar ciała na sobie jęknąłem przeciągle. Otwieram oczy, patrząc na niego martwym wzrokiem. Czy jestem w stanie dać mu więcej?
-Posłuchaj mnie. – Mówi, patrząc mi w oczy. Wiem, że jeśli teraz to powie, nie dam rady. Nie potrafię z tym żyć już teraz, później będzie jeszcze gorzej. I skończymy w piekle. To chyba jedyne miejsce, gdzie potrafią mnie zrozumieć. – Jestem w stanie zagwarantować ci to wszystko, czego nie daje ci ona. Czego nie potrafi ci zapewnić każda napotkana osoba. Ktokolwiek. Jestem… - nie dokańcza. Nie może. Zatykam mu usta dłonią. Zaciskam mocno oczy, z bólu, jaki mi to sprawia. Wcale nie chcę, by dokończył monolog. I właśnie w tej chwili on depta resztki mojej pewności siebie i poczucie własnej wartości, pokazując mi, jak głęboko w dupie mnie ma. Zabiera szybkim ruchem ręki moją i przyciska ją do swojej. –Teraz mnie kurwa posłuchasz! –uniósł się gniewnie, ale zaraz jego oczy stają się łagodne. Tak też kontynuuje. - Nie chce zbyt wiele. Chciałbym tylko żebyś choć czasami myślał o mnie zanim zaśniesz i żeby kojarzyło Ci się ze mną kilka piosenek i parę miejsc w których byliśmy razem. Miło by było gdybyś czasem sam z siebie pomyślał, że chcesz mnie zobaczyć, miło by było gdybyśmy widywali się częściej niż teraz, bo sam widzisz jak to wygląda. I nie musisz niczego być pewien, wiesz przecież, że teoretycznie to zawsze na ciebie czekam. Nie potrzebuję obiecywania i przysięg. Mogłabym nawet tworzyć z Tobą tą spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, bez obietnic, bez wielkich słów i przywiązań. Nie chce od Ciebie "zawsze", zdecydowanie wystarczyłoby mi tylko tu i teraz…
Jestem trochę zaskoczony. Ale czy powinienem? Nie mam zbyt wiele czasu na rozmyślania, bo on jest coraz bliżej mnie. Ale nie musi robić nic jako pierwszy. Przybliżam się odrobinę i dotykam swoimi wargami jego. Jego rozgrzane, czerwone wargi. Tak idealnie pasujące do moich. Delikatnie i czule, jakby to był mój pierwszy raz, całuję je. Nie wiem, ile to trwało. Kto by liczył teraz minuty? Czy może godziny… Nie jestem pewien.
Po prostu jestem.
Tu i teraz.
Właśnie tego chciałeś, prawda?
Czuję, że wpijasz mi się w usta coraz mocniej, a twój język domaga się więcej. Wpychasz mi go coraz bardziej, ale na tyle delikatnie, by sprawiało mi to przyjemność. To było jak zwycięski taniec. Bo przecież o to ci chodziło.
Czy przez to nazywam się gejem?
Czy czując się na moim ciele i smakując twoich ust jestem kimś innym?
Ale to sprawia, że jestem szczęśliwy.
Wiem, że jesteś częścią mojego nędznego życia.
Jest mi gorąco. Przechodzą mnie też ciarki, gdy wsuwa swoje delikatne dłonie pod moją koszulkę, pieszcząc mój tors. Westchnąłem cicho, odrywając swoje usta od jego. Odsunął się kilka centymetrów patrząc na mnie ze zdziwieniem, rozchylając lekko wargi. Jeszcze raz musnąłem je na krótką chwilę.
-Co my robimy? – zapytałem cicho. Zabrał swoje dłonie, lecz nadal siedział na moich udach, twarzą cały czas był zwrócony do mnie, kilka centymetrów tuż przy mojej. – Niszczysz mi życie. Nie wiem, kim jestem.
Nie odpowiedział. Wstał jedynie i zaraz usiadł tuż obok mnie, opierając się o ścianę, przybierając pozę podobną do mojej. Oparł jedynie czoło w moje ramię i oplatając mnie dłońmi.
-Harry. – rzuciłem ostrzegawczo, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
-Czego ode mnie oczekujesz? – Pyta mnie, podnosząc na chwilę głowę. – Przecież nie zmienię moich uczuć, mojej orientacji.
Westchnąłem ciężko. Miał cholerną rację.
Spuścił wzrok na podłogę. –Kochasz ją? – pyta cicho.
Zachłysnąłem się powietrzem. Nie spodziewałem się tego. Na pewno nie tak bezpośrednio.
Ale czy nie należy mu się odpowiedź?
Czy ja ją znałem?
-Kochasz ją? Odpowiedz! –Natarczywie świdruje mnie spojrzeniem. Ja w tym czasie przygryzam dolną wargę.
-To… To skomplikowane… Ja…
-Tak myślałem. – rzucił i podniósł się z miejsca. Machinalnie zrobiłem to samo.
-Ty… Nie! – Gubiłem się w słowach. Szybkim krokiem podszedł do drzwi. Zrobiłem kilka kroków za nim. Już miał wychodzić, gdy odwrócił się do mnie, chwycił mój nadgarstek, przyciskając mnie swoim ciałem do ściany. Bezceremonialnie wsadził mi kolano między nogi, dociskając mocno. Jęknąłem i odrzuciłem głowę w tył. – Przestań… - wydukałem. – Nic o mnie nie wiesz…
- Wiem więcej, niż ci się wydaje. A teraz, kochanie, musimy się pożegnać. – Położył dłoń na moim pośladku. - Zobaczymy się wieczorem. – Musnął ostatni raz moje usta i szybkim krokiem wyszedł z pokoju.
Dyszałem lekko.
Nadal pachnie. Trochę moimi perfumami, trochę bardziej wonią papierosów, trochę najbardziej Nim. Zostawił mnie bardziej samotnego niż wtedy, gdy nie było go jeszcze.
Ktoś kiedyś powiedział, że żegnać się, to jakby trochę umierać. Ten ktoś miał racje. Czuję się okropnie pusty, nie mając go teraz przy sobie.
Rzuciłem się na łóżko. Może to jakoś mnie ukoi. Zamknąłem oczy, modląc się o sen.
Ale przecież nie można spać, gdy jest się pełnym uczuć, których nie da się wypowiedzieć słowami.
1 komentarze:
Piękne. Dawno nie czytałam czegoś tak pięknego. @vasyeah xx
Prześlij komentarz