Nie odpowiadam za błędy, zawarte w opowiadaniach! Poprawienie ich, leży w obowiązku autorek, jeszcze zanim wyślą je na konkurs!

czwartek, 3 stycznia 2013

Under The Mistletoe


Tematyka Świąteczna


___________________________

Tytuł: Under The Mistletoe
Pairing: Nouis Horanson
Opis: Dwoje przyjaciół, jedne, magiczne święta i kilka krótkich słów, które zmienią wszystko.
Autorka: Margaret
Twórczość: http://choicetotake.tumblr.com
Gatunek: romans
Soundtrack: Justin Bieber - Mistletoe
Uwagi: AU – alternatywna rzeczywistość, One Direction nie istnieje. Żadne z tych wydarzeń nie miało miejsca, są jedynie fikcją literacką. One-shot zawiera sceny, których nie powinny czytać osoby poniżej osiemnastego roku życia (tak, tak, i tak to zignorujecie).

Niall Horan kupił w przydrożnej budce kubek gorącej czekolady, po czym schował drobne z reszty do kieszeni i upił łyk napoju. Od razu zrobiło mu się cieplej, pomimo cienkiej kurtki i zgubionej gdzieś po drodze czapki. Chwilę później doczłapał za nim średniego wzrostu brunet o morskich oczach, pytając, czy może napić się łyka. Irlandczyk wywrócił oczami i podał kubek przyjacielowi, który i tak był opatulony w trzy szaliki, nauszniki, czapkę i dwie pary rękawiczek. Nie zapominajmy o dwóch parach kalesonów pod spodniami.
- Straszny z ciebie zmarzluch, Tomlinson – zaśmiał się blondyn i ścisnął zimną dłonią jeden z jego czerwonych policzków.
- N-nienawidzę zimy, j-jedyne co w niej f-fajne to ś-święta – szczękał zębami, próbując nie wylać czekolady z kubka.
- I twoje urodziny – na te słowa Louis machnął ręką i upił potężny łyk, po czym przytulił się mocno do Niall’a.
- Chodźmy do domu – wyszeptał i obaj się uśmiechnęli.
Znali się od niepamiętnych czasów i nawet teraz, kiedy zbliżały się dwudzieste pierwsze urodziny Tommo, spędzali święta razem. Inaczej ich sobie nie wyobrażali, Wigilia i Boże Narodzenie były po prostu…. Ich. Wychowali się w dublińskim domu dziecka, więc nie mieli żadnej rodziny. Louis został tam oddany w wieku trzech lat, a Niall zaraz po urodzeniu.
Po kilku minutach doszli do ich wspólnego  mieszkania, które utrzymywali otwierając pod nim małą kawiarenkę. Tomlinson był świetnym piekarzem, a Horan robił najlepszą kawę na świecie, więc biznes szedł dobrze, zwłaszcza ostatnio, kiedy zbliżały się święta. A jak wiadomo, święta to czas wielkich zmian. I wyznań. W ciągu ostatniego tygodnia miało tam miejsce kilka wyznań miłosnych, oświadczyn – ale niestety również i zerwań. Każdego dnia obaj obserwowali wszystkie te wydarzenia zza lady i na przemian uśmiechali się i krzywili.
Rudowłosa dziewczyna zatyka usta dłonią, podczas gdy jej chłopak wkłada na jej palec piękny pierścionek. Całują się i wyglądają jak gołąbeczki.
Chłopak o kręconych włosach i wielkich, zielonych oczach szepta coś na ucho swojej brązowookiej przyjaciółce, która odpowiada mu pocałunkiem. Louis ucieszył się na ten widok, bo często tu wpadali po szkole i życzył im w duchu szczęścia.
Nawet siedząca zawsze samotnie, wysoka blondynka kupując ciastka z cynamonem do pracy wspomniała, że jej dziewczyna, z którą pracuje je uwielbia.
Był dwudziesty czwarty grudnia, a kończący tego dnia dwadzieścia jeden lat Louis William Tomlinson wziął szybki, aczkolwiek gorący prysznic i włożył białą bluzkę na ¾ rękawa oraz ciemnoczekoladowe, obcisłe rurki.
Dziś jest twój dzień, Tommo, musisz wyglądać dobrze – poradził sobie sam w głowie i przeczesał dłonią włosy. W całym mieszkaniu pachniało już świąteczną kolacją złożoną z zapiekanej piersi z indyka oraz mnóstwa różnych ciast i ciasteczek, które przywlekli ze sobą z zamkniętej tego dnia kawiarni.
Zdziwił się jednak, gdy wchodząc do salonu zastał stojącego przed nim Niall’a w czapce Świętego Mikołaja, trzymającego mały, krzywy torcik z napisem Peter Pan. Wiedział, że blondyn nie był mistrzem w pieczeniu (ba, raz prawie spalił trzy blaszki ciastek, ale dzięki Bogu nie doprowadził do pożaru), więc rozczulił go ten gest.
- Jesteś kochany – uśmiechnął się. – Ale nie trzeba było. Wiesz, jak nienawidzę swoich urodzin.
- Cicho, Lou, bo jeszcze sobie pomyślę, że moja ciężka praca za twoimi plecami poszła na marne! – żachnął się Niall. – Wszystkiego najlepszego – dodał.
- Dziękuję, naprawdę – uściskał go i zasiedli do stołu.
Po najedzeniu się jak przysłowiowe „świnie” postanowili w końcu ubrać choinkę. Do tej pory gołe, plastikowe drzewko stało w kącie czekając na przyozdobienie. Horan wyjął ze swojej szafy karton, w którym trzymali ozdoby choinkowe i zaczęła się zabawa.
Podczas gdy Louis równomiernie rozkładał bombki, Niall niby przypadkiem owinął go jednym z łańcuchów choinkowych. Tomlinson stracił równowagę i spadł prosto w jego ramiona, śmiejąc się głośno. Potarł go przyjacielsko nosem po policzku, po czym rozplątał się jakoś z potrzasku.
Choinka wyglądała idealnie: różnokolorowe bombki błyszczały w świetle białych i niebieskich lampek, a różowe, żółte i zielone łańcuchy dopełniały całość. Na jej szczycie wspólnymi siłami umieścili szklaną gwiazdę, która odbijała światło księżyca zza okna i była po prostu… piękna.
- Odwaliliśmy kawał dobrej roboty – stwierdził blondyn, obejmując przyjaciela ramieniem. – Czas na życzenie!
„Życzenie” było jedną z ich prywatnych, świątecznych tradycji. Po kolacji i ubraniu choinki (choć dobrze wiedzieli, że powinni robić to w odwrotnej kolejności) siadali na podłodze, trzymając się za ręce i myśleli życzenie, po czym jeden musiał na podstawie skojarzeń zgadnąć, o czym marzy drugi. Skomplikowane, ale nadal się w to bawili.
- Możesz zacząć pierwszy, Nialler – zaproponował brunet, na co wymieniony pokiwał głową. Zamknął na chwilę oczy, zastanawiając się chwilę, po czym otworzył je i powiedział słowo:
- Ciastko.
- To tak banalnie proste: chcesz je zjeść, Niall.
- Jesteś dobry, Tommo.
- Wiem – zaśmiał się, po czym sam zamknął oczy i oblizał wargi.
To jasne, że pragnął jednego: wzajemności swoich uczuć do Niall’a. O tym jednak mógł tylko pomarzyć, bo Horan zaledwie miesiąc wcześniej rozstał się ze swoją dziewczyną i nadal w głębi serca go to bolało. Choć twierdził, że i tak im się nie układało.
- Jemioła.
- Co? – parsknął śmiechem Niall.
- Jemioła, no wiesz, taka roślina.
- Wiem, co to jest jemioła, Loueh – uśmiechnął się słodko. – Hmm… no nie wiem, pocałunek? – włączył stojące blisko nas radio, w którym rozbrzmiewała zabawnie pasująca do tej sceny piosenka „Mistletoe” Justin’a Bieber’a.
- Blisko, blisko… - zbliżył się do blondyna, który nadal intensywnie myślał.
- M-miłość…? – wydukał, a jego serce zaczęło szybciej bić; ręce zaczęły się pocić jak oszalałe, a na policzkach wykwitły dwa śliczne rumieńce.
With you… under the mistletoe - zaśpiewał razem z Biebsem i dotknął smakujących czekoladą, goździkami i cynamonem ust Niall’a.
Myślał, że ten go odepchnie, powie, że ześwirował albo po prostu odsunie się w szoku. Ale nie. Niall James Horan wplótł dłonie w jego rozczochrane, ciemne włosy i pogłębiał się w pocałunku coraz bardziej. Na koniec lekko podgryzł dolną wargę Tomlinson’a, przez co pobudził go jeszcze bardziej do działania, ale i otrzeźwił.
- Nialler, siedzimy na podłodze – szepnął, na co ten pociągnął go za rękę do swojej sypialni i rzucił go na łóżko. Tej strony Irlandczyka jeszcze nie znał, ale… pragnął go. Horan zdjął jego koszulę, rzucając w odległy kąt pokoju i zaczął niemal z namaszczeniem całować tors bruneta. Ich biodra ocierały się o siebie, przez co czuli jeszcze większy popęd seksualny.
- Kocham cię, Niall – wyszeptał mu na ucho, gdy ten zatrzymał się przy jego szyi.
- Shh… - uciszył go, po czym zdjął lekko przepoconą koszulkę i spodnie, zostając w samych, czerwonych jak strój Mikołaja bokserkach, pod którymi rysowała się wyraźna erekcja.
Korzystając z chwili, Louis przewrócił Horan’a na plecy i teraz to on dominował. Całował go długo i przeciągle, raz na jakiś czas dotykając przez materiał bokserek jego kolegę. Drażnił się z nim i sprawiało mu to niemałą satysfakcję. Dopóki blondyn nie wsunął dłoni w jego spodnie i nie ścisnął jego pośladka, szepcząc:
- Najlepsze bułeczki w mieście – oblizał wargi.
Na te słowa Louis zarumienił się jak mała dziewczynka i pocałunkami utorował sobie drogę do przyrodzenia Niall’a. Zębami zdjął czerwony kawałek materiału, zakrywający jego intymność i przejechał językiem po twardym członku. Irlandczyk wypiął biodra do góry, a jego ukochany zaczął go lizać, podgryzać i masować ustami. Z ust blondyna słyszał jedynie wiązankę przekleństw zmieszaną ze swoim imieniem i krzyki: „błagam, Loueh”. Zatrzymał się na chwilę i jak rasowa dziwka spojrzał mu w oczy:
- Czas na małą zamianę – mrugnął do niego, zrzucając spodnie i bokserki. Lekko roztrzęsiony niebieskooki chłopak pokiwał głową i zimną od potu dłonią przejechał po przyrodzeniu Tomlinson’a, który lekko syknął, na co Niall się zaśmiał:
- Zmarzluch – po czym klepnął go lekko w pośladek i z lekkim dla Louis’a zaskoczeniem wsadził jeden palec do jego środka i zaczął się poruszać. Brunet zaczął jęczeć z podniecenia, błagając, żeby Horan go pieprzył.
- Też cię kocham, Louis – wyszeptał, po czym powoli wszedł w niego, czując przyjemne ciepło. To była najlepsza chwila w życiu Tomlinson’a. Lepsza nawet od gorącej czekolady z budki na rogu.
Niall wiedział, co robi, choć pierwszy raz uprawiał seks z facetem. Starał się być delikatny, ale pożądanie wzięło górę i wiedział, że mimo jęków rozkoszy Lou trochę boli to, co mu robi.
To nic – pomyślał. – Jutro zrobię mu śniadanie do łóżka, jeśli nie będzie mógł chodzić.
W momencie kulminacyjnym biały płyn z członka bruneta wytrysnął prosto na jasnozieloną pościel blondyna, który to ściskając pośladki Tommo, pchnął go ostatni raz i poczuł jak sperma opuszcza jego nabrzmiałego członka. Wyszedł z niego i pocałował go w spocone czoło.
- I jak tam pocałunek pod jemiołą?
- Jaką je…? - wtedy Louis spojrzał na sufit i zaśmiał się.
Zegarek na szafce nocnej wybił godzinę 00.01. Było Boże Narodzenie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz