Tematyka : Zakazane uczucia
_______________________
Tytuł: Prisoner of mind ( Więzień umysłu )
Połączenie: Zathan (Zayn Malik i Nathan Sykes)
Bohaterowie drugoplaonowi: Jack Hummel, Niall Horan, Liam Payne, Harry Styles, Louis Tomlinson, Simon Cowell, Max George, Tom Parker
Opis: Zayn po tragicznym przeżyciu milknie. Zamyka się w sobie, nikt nie potrafi się z nim porozumieć. Przebywa w ośrodku dla osób chorych psychicznie, chodzi na terapie, które w niczym nie pomagają. Nie potrafi się pozbierać, zamęcza się, wciąż myśli, że jest wszystkiemu winny.
Od autorki: Cały shot nie jest do końca poświęcony zakazanym uczuciom, ale raczej ich skutkom. Mam nadzieję, że nie wpłynie to bardzo na ocenę czytelników.
Ilość słów: 3 562
Gatunek: bromance
Temat: Zakazane uczucia.
-*-
16 sierpnia 2011
Niewielkie, pełne światła słonecznego, pomieszczenie o ścianach wyłożonych kolorową tapetą, tak słodką, że od samego patrzenia zbiera mi się na wymioty. Wszystko co pstrokate i milusie przyprawia mnie o niemiłe uczucie zbierającego się pawia. Nie licząc biblioteczki, biurka i dwóch skórzanych foteli, do których lepi się moje spocone ciało, pokój byłby pusty. Pusty jak mój umysł, gdzie odbija się echo napływających nieoczekiwanie myśli. Jestem niczym średniowieczny przestępca, zamknięty w lochu, bez żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Z rzeczywistością łączy mnie tylko ogromna brama, z której można zrobić pomost nad fosą; jest nią Jack, mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie, o pomarszczonej skórze i głębokich, niebieskich oczach, niczym woda na lazurowym wybrzeżu.
-Zayn – jego głos jest jak strzał z karabinu, głośny i przerażający, odbija się echem w mojej głowie, potęgując uczucie strachu.
Patrzę na niego wystraszony, moje oczy niemal wychodzą z orbit, paznokcie wbijają się z całej siły w podłokietniki znienawidzonego przeze mnie, skórzanego fotela. Kołyszę się delikatnie w przód i w tył, jakby mi to mogło pomóc, powieki opadają łaskocząc skórę na policzkach i kiwam delikatnie głową, jakby pozwalając mu na kontynuowanie.
-Wiesz, że musimy porozmawiać.
Otwieram gwałtownie oczy, a po moim ciele biegną dreszcze. Znam doskonale temat dzisiejszej rozmowy.
Boję się.
11 stycznia 2011, 19:20
Boję się.. Nie tego, że ktoś może mnie przyłapać na ekscesach w hotelu, z chłopakiem, który według fanów, a nawet moich przyjaciół jest dla mnie wrogiem numer jeden. Obawiam się, że dzisiejszej nocy stanie się coś złego i nie myślę tutaj o pękniętej prezerwatywie, ale raczej o złamanym sercu. Wzdycham cicho, a kieliszek z winem, który trzymam przy ustach paruje. Zdecydowanie, jestem przerażony. Nie potrafię powstrzymać drżenia rąk, które są mokre od potu. W mojej głowie pojawiają się najgorsze scenariusze, zdaje się, że słyszę nawet jakąś piosenkę, która jest idealna do podtrzymania dramaturgii w takich sytuacjach.
Szczęk zamka zagłusza tłukące się w piersi serce, które przez każde uderzenie przyprawia mnie o coraz większy ból. Czuję, że moje żebra mogą w każdej się połamać. Kiedy spoglądam w kierunku otwartych drzwi wszystko ustaje, serce milczy, oddech cichnie, a powieki nie opadają. Wszystko powoduje Jego obecność. Tylko moje usta wydają się być nadal „żywe”, ponieważ wyginają się w szerokim uśmiechu.
-Jesteś – szepczę bez zastanowienia, kiedy Nathan zamyka za sobą drzwi i zarzuca na oparcie fotela swój ulubiony, długi płaszcz i mój szalik.
W pokoju rozbrzmiewa jego śmiech, odbija się od każdej ściany, czy mebla, uderzając we mnie ze zdwojoną siłą.
-Jak możesz – warczę wbijając wzrok w czubki swoich trampek.
Czuję się tak bardzo… zawstydzony? Nie potrafię nawet na niego spojrzeć. Słyszę tylko, że krząta się po pokoju, który zawsze wynajmujemy. W pewnym momencie, w zasięgu mojego wzroku pojawiają się również jego buty. Stoi w lekkim rozkroku, metr przede mną.
Patrzę w górę, na jego umięśnione ręce mocujące się z krawatem, grymas złości na twarzy i oczy.. wpatrujące się we mnie.
-Pomożesz? – pyta ciągnąc za krawat.
Śmieję się cicho, ale mimo tego odkładam na szafkę nocną kieliszek z czerwonym winem i podnoszę się z wygodnego łóżka. Wyciągam dłonie i chwytam skrawek krawatu, przyciągam go bliżej. Nasze oddechy, mój nakrapiany alkoholem, mieszają się ze sobą, kiedy jego czoło dotyka mojego.
-Jeśli ładnie poprosisz – mruczę w jego usta, muskając je moimi wargami.
On jak zawsze psuję chwilę szaleńczym chichotem.
-Przepraszam – zakrywa usta dłonią, ale mimo tego, nadal się śmieje.
Nie lubię tego, przewracam tylko oczami i wracam na poprzednie miejsce, wyciągam dłoń po lśniący kieliszek z krwawym płynem, kiedy coś.. ktoś kładzie mi ręce na ramionach. Spoglądam na Nathana, jego przekrzywiony krawat i zadziorny uśmieszek na malinowych ustach.
-Nie licz na to, kotku. Już nic dzisiaj nie wypijesz –delikatnie napiera na moje ramiona, zmuszając mnie do ułożenia się na łóżku, a sam siada na mnie okrakiem.
Jest lekki, nawet bardzo i do tego wyjątkowo kruchy.. Jest niczym porcelana, nawet najdelikatniejszy ucisk może go uszkodzić. Pochyla się nad moją twarzą i całuje mnie z idealnie wyważoną subtelnością. Mruczę cicho pod nosem, mając nadzieję, że tym razem nie doprowadzi go to do napadu śmiechu. Odpowiada mi tym samym.
-Wszystkiego najlepszego kochanie – mamrocze, uśmiechając się przez pocałunek.
Śmieję się cicho, ale z drugiej strony jest mi smutno.. Bo nie mogę spędzić moich urodzin z mężczyzną, z którym jestem.
Nie miałem racji.. ta noc była.. wyjątkowa.
Patrzę na Jack’a zawstydzony, wiem, że moje zachowanie jest głupie, ale nie mogę się powstrzymać, bo to jest jedyna droga ucieczki od bólu, jaki rozdziera moje serce, kiedy tylko o Nim myślę. Żyletka jest moją najlepszą przyjaciółką od kiedy chłopcy przestali mnie odwiedzać. Tylko ona mnie rozumie.
-Zayn, dlaczego to zrobiłeś?
Zaciskam usta w cienką kreskę, tracę panowanie nad dłońmi, które zsuwają się z podłokietników. Nie wiem co powiedzieć.
-Odpowiesz na pytanie, chłopcze?
Zaciskam z całej siły powieki, a łzy, które dotychczas zbierały się moich oczach wydostają się na zewnątrz, żłobiąc długą drużkę na policzkach. Teraz mogę dać upust wszystkim uczuciom; frustracji, złości i smutku.
-Wierzysz w Boga, Zayn?
Kręcę głową.. Teraz mogę powiedzieć, że wierzyłem. Kiedyś, zanim to wszystko się stało. Do mojego umysłu napływa fala wspomnień i nie mogę się powstrzymać, wybucham płaczem.
20 stycznia 2011, 14:41
Clover, malutka kawiarnia schowana wśród betonowego lasu wieżowców, która jest naszym miejscem spotkań. Kiedyś pokazał mi ją Niall, który po przeprowadzce do Londynu był tak stęskniony za Irlandią, że odwiedzał wszystkie miejsca, które przypominałyby mu dom rodzinny. Pracownicy nas znają i wiedzą, że gdyby się wygadali o tym, że jesteśmy razem, zatłuklibyśmy ich gołymi rękami.
Uśmiecham się do własnych myśli. Może i jestem egoistą i myślę tylko o sobie, ale nie potrafię nic na to poradzić.
Kiedy malutki dzwoneczek zawieszony nad drzwiami wejściowymi sygnalizuje przybycie kolejnego klienta, spoglądam w tamtą stronę i moja mina rzednie, kiedy widzę mojego chłopaka. Przez rozpięty płaszcz widać zawiązaną na chuście rękę, którą pokrywa gips. Wstrzymuję na chwilę dech. Wstaję i pomagam mu pozbyć się płaszcza.
-Cześć skarbie – Nathan uśmiecha się radośnie, kiedy kładę jego kurtkę na jednym z krzeseł i całuje mnie w policzek.
Siadam wygodnie i czekam aż zajmie miejsce naprzeciwko. Jest tak delikatny.. Napotykam jego zmęczony wzrok i zanim udaje mi się zadać nurtujące mnie pytanie Nathan zaczyna mówić.
-To nic strasznego. – Spogląda na swoją rękę. – Wariowaliśmy z Maxem, no i zapomnieliśmy się na moment.. – Mam ochotę na niego nakrzyczeć.. Za tak cholerną bezmyślność. – Nie musisz nic mówić – oznajmia widząc wyraz mojej twarzy. – To było nieodpowiedzialne, ale nie cofnę czasu. Złamanie się zrośnie – wzrusza ramionami.
Wzdycham cicho.
-Martwię się – mówię szeptem, a jego sprawna ręka ujmuje moją dłoń.
-Nie musisz .. jestem dużym chłopcem – uśmiecha się. – A jak pojedziemy do Nowego Jorku, to chłopcy się mną zajmą.
Nie potrafię nic powiedzieć. Nie ma dnia, kiedy nie obawiałbym się, że coś może mu się stać. Boję się, że ktoś przez przypadek, czy nieuwagę może zrobić mu krzywdę. Jak Max.. Wystarczył tylko jego silny chwyt, żeby złamać mu rękę..
Nie mogę się uspokoić. Pozornie łatwe pytanie o wiarę sprawia, że wspomnienia pojawiają się i znikają w trybie natychmiastowym. Przyspieszają jak nurt rzeki, a na zakrętach są nieobliczalne. On wierzył.. Bezgranicznie wierzył, że wszystko co się z Nim dzieje, jest z góry zaplanowane przez Boga. Nigdy tego nie kwestionowałem, bo sam wierzyłem.
-A w co wierzysz? – od myśli odrywa mnie głos Jack’a.
Wzruszam ramionami. Wierzę w siebie, wierzę, że życie jest cholernie ciężką podróżą przez góry i morza, tak trudną, że nie wszystkim udaje im się ją pokonać.
A jeśli Bóg istnieje, to jest głupi.. Bo odbiera życie osobą, które mimo pewnych uszczerbków są w stanie przebyć tę podróż bez problemu. On był w stanie, nawet Jego kruchość nie była przeszkodą.. Gdybym tylko bardziej na niego uważał.
-Zayn, porozmawiasz dzisiaj ze mną, czy mam przyjść jutro? – Przygryzam wargę.- No dobrze, chodź.. Odprowadzę Cię do pokoju.
Kręcę głową. Nie chcę tam iść, nie chcę być znowu sam.
-Jeśli nie zaczniesz współpracować, to nie pomogę ci z tego wyjść.
14 luty 2011, 17:36
Nie traktuję Walentynek na poważnie, nigdy nie traktowałem. Nathan też niespecjalnie się nimi przejmuje. Zaprosiłem go do siebie, bo Niall wyjechał na kilka dni do Mullingar, do Holly. Siedząc przed telewizorem z butelką piwa w ręce człowiek potrafi przemyśleć wiele. I ja teraz zdałem sobie sprawę, że chcę aby ludzie wiedzieli, że jestem gejem.
-Kochanie! Jestem! – słyszę krzyk Nathana, a ja podskakuje ze strachu, a butelka z trunkiem wyślizguje się z mojej dłoni.
Wybucham śmiechem widząc ogromną plamę na spodniach. Podnoszę się i spoglądam na swoje krocze.
-Zayn! Mógłbyś chodzić do łazienki! – woła z dezaprobatą.
-Wylałem na siebie piwo, ciołku – wywalam język, a on chichocze.
Nie przejmując się obecnością chłopaka zdejmuję mokre spodnie i wynoszę je do łazienki. Czuję wzrok Nathana na moich pośladkach. Z szerokim uśmiechem wracam do salonu, gdzie szatyn rozgościł się, wyciągając z barku moje wino i dwa kieliszki.
Chwytam najdelikatniej jak potrafię jego dłoń i składam na jej wierzchu pocałunek.
-Wiesz.. – zaczynam, ale boję się powiedzieć więcej.
-Hmm?
Nabieram powietrza ze świstem. – Chciałbym, żebyśmy się ujawnili.. Nie fanom, ale chłopakom. –Spuszczam wzrok, obawiając się reakcji Nathana.
Oboje się nie odzywamy, ale wydaje mi się, że wiem co się za chwilę stanie. Patrzę na niego przestraszony.
-Nie, Zayn. Ja się nie przyznam… Wiesz co by się stało? Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy w dwóch najbardziej skłóconych zespołach w Wielkiej Brytanii?
Zamykam oczy, pierwszy raz chcę znaleźć się w innym miejscu. Nie chcę się poddać, prawda i tak wyjdzie kiedyś na jaw, a lepiej, żeby fani oswajali się z tym już teraz. Przygryzam wnętrze policzka, zaciskam zęby z całej siły, tak długo, aż nie czuję w ustach rdzawego posmaku krwi.
-Nath, proszę.. –szepczę wciąż nie otwierając oczu.
Wyrywa rękę z mojego uścisku. – Przestaniesz naciskać? – warczy, ale zaraz po tym całuje mnie delikatnie. – Myślałem, że będzie miło.. – Otwieram oczy. – Do zobaczenia.
Podnosi się i tak po prostu wychodzi. Nie ogląda się, nie zwalnia kroku.
25 luty 2011, 09:52
Nie rozmawiałem z nim od Walentynek.. To jedyna myśl, która zaprząta mój umysł. Nie przyjmuję do świadomości niczego innego. Boję się, że coś mogło mu się stać.. Ale czy wtedy prasa by o tym nie huczała? Nie wiem… Nie przyjmuję do wiadomości, że może teraz znowu męczyć się z jakimś złamaniem..
Funkcjonuję automatycznie. Nie robię nic co wychodzi poza normę. Każdy kolejny dzień jest taki sam jak poprzedni, ale nie dzisiejszy. Dzisiaj mamy pierwszy od miesiąca wywiad.
-No, chłopaki! – odzywa się Simon. – Bądźcie grzeczni.
Kiwam głową, nawet nie przyswajając jego słów. Scenariusz na to spotkanie już dawno pojawił się w mojej głowie i nie cofnę się przed niczym.
Wszystko zaczyna się tak samo jak zawsze. Te same pytania o trasę, o płytę i klipy. I ostatnie:
-Niech podniosą rękę zajęci panowie – prosi kobieta, której nigdy dotąd nie widziałem na oczy.
Moja dłoń wzbija się do góry niemalże od razu. Chłopcy patrzą na mnie zszokowani, a reporterka wydaje zduszony okrzyk.
-Zayn Malik jest zajęty! –woła uśmiechając się szeroko. – Mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć kim jest ta szczęściara?
Uśmiecham się szeroko. – Na razie pozostawię tę informację dla siebie.
25 luty 2011, 10:40
Chłopcy siłą ciągną mnie do naszej garderoby i sadzają na obrotowym krześle. Wyglądają niczym tajniacy, stojąc nade mną ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, Louis ma nawet krótkofalówkę, a Harry latarkę w telefonie. Marszczę czoło w wyrazie frustracji, oczekując aż wreszcie padnie wiszące między nami pytanie.
-Kto to jest, Zayn? – pyta w końcu Liam.
Patrzę na Nialla, który stoi najdalej ode mnie, przyglądając mi się z ciekawością. On wie.. Wie doskonale, że jestem gejem. Mieszkanie pod jednym dachem z tym idiotą sprawiło, że w końcu się otworzyłem i wyznałem mu tajemnicę, której się wstydziłem. Owszem, wstydzę się swojej orientacji. Nie jestem jak inni gejowie, nie chodzę z wysoko uniesioną głową, nie jestem dumny z siebie.
Nie patrzę na nich, bezustannie kręcę młynek kciukami, to jest w pewnym sensie próba pozbycia się narastającego stresu. Nie jesteś tchórzem, mówię do siebie i spoglądam na chłopaków.
-Nie musicie wszystkiego wiedzieć – oznajmiam drżącym głosem, staram się być odważny, ale oni zdają sobie sprawę z tego, że jestem przerażony i próbują to wykorzystać.
-Powiedz im – prosi Niall przygryzając dolną wargę.
Chłopcy patrzą na niego zszokowani. Tak, on wie – nabijam się w myślach. Wie, że jestem z Nathanem i tego nie kwestionuje. Dotychczas jeszcze nie zdarzyło mu się spojrzeć na mnie z pogardą, nie wyśmiał mnie. Bo Niall jest tolerancyjny.
Zaciskam z całej siły pięści.
-Wiem, że mnie za to znienawidzicie, ale.. – nabieram w płuca powietrza nasiąkniętego ciekawością. – Jestem z Nathanem Sykesem. – Zamykam oczy, żeby nie widzieć furii jaka ogrania chłopaków.
Stojący najbliżej mnie Louis wypuszcza powietrze ze świstem, a krótkofalówka wysuwa się z jego dłoni uderzając w posadkę. Uchylam powieki. Wszystko dzieje się jakby w spowolnionym tempie. Lou jest w szoku, Liam też. Oboje wpatrują się w moją osobę z ogromnym zdziwieniem, w ogóle nie starając się go ukryć. Niall jest zadowolony, nie dlatego, że się przyznałem, tylko dlatego, że nie będzie musiał dźwigać tej tajemnicy tylko na swoich barkach.
Ale Harry…
Odwraca się tyłem i z całej siły zrzuca wszystko z małego stolika, na którym są prezenty od fanów. Woda z wazonu rozbryzguje się wokół, mocząc moją ulubioną bejsbolówkę. Pierwszy raz w życiu widzę tak rozwścieczonego Harrego Stylesa.
-Jak mogłeś!? – wrzeszczy. – Nienawidzimy ich! Ty ich nienawidziłeś! Jak możesz być z taką świnią jak Sykes?!
Zawstydzenie ustępuję miejsce furii. Zrywam się na równe nogi i wymierzam cios, wprost w nos mojego przyjaciela. Dźwięk pękających pod moją zaciśniętą pięścią kości jest niczym symfonia dla moich uszu. Mam ochotę do powtórzyć, byle tylko poczuć rosnącą satysfakcję. Harry wyje z wściekłości i rzuca się na mnie, oboje nie kontrolujemy się.
Niall i Louis reagują niemalże od razu. Mój przyjaciel obejmuje mnie w pasie i odciąga z dala od Hazzy. Oddycham szybko i płytko, dłonią ocieram krew z pękniętej wargi, cały czas wpatrując się w Harrego z wciąż rosnącą furią.
-Chłopcy – oznajmia głośno Liam, kiedy Haz próbuje wyrwać się Louisowi. – Dla dobra zespołu nikt się o tym nie dowie. Ani o Zaynie i Nathanie, ani o dzisiejszej sytuacji.
Lou i Niall kiwają głową, wiem, że zrobią wszystko, byle One Direction nie straciło w oczach, ale Harry? Nie wiem do czego on jest w stanie się posunąć.
Jack pociera wskazującym palcem skroń i brew. Dźwięk tej czynności doprowadza mnie do szału. Nie potrafię się skupić, nie jestem w stanie pozbierać wszystkich myśli, których i tak nie wypowiem. Mężczyzna wzdycha cicho i spogląda na mnie zdołowany.
-Jeśli nie chcesz tutaj przychodzić, to mi to powiedz. –Zatrzymuje się na moment, a moje serce przyspiesza bicie. – Nie odzywasz się już od sześciu miesięcy.. Zayn proszę..
Kręcę głową. Ja już nie potrafię wypowiadać swoich przemyśleń, jedyny dźwięk jaki wydobywał się dotychczas z mojego gardła to szloch. Jest to dla mnie jedyny sposób na wyrażenie emocji.
-Wiem co przeżyłeś, wiem, że się obwiniasz, ale.. to nie jest do końca twoja wina.
Łatwo ci mówić, myślę. Gdyby nie mój niewyparzony język, pewnie nadal żyłbym jak w bajce.
26 luty 2011. 14:32
Nie mówiliśmy nikomu. Simon nic nie wie, a Lou obiecał mi, że będzie pilnować Harrego. To chyba jedyne plusy całej tej beznadziejnej sytuacji. Od kilku godzin próbuję połączyć się z Nathanem, bezskutecznie. Nie mam pojęcia jak namówić go na spotkanie. Już dawno zapełniłem jego skrzynkę mailową wiadomościami zawierającymi najróżniejsze treści.
-Malik, nie przejmuj się –słyszę głos mojego współlokatora.
Spoglądam w stronę drzwi, w których stoi, jak zawsze, niedbale opierając się o framugę. Uśmiecham się smutno. Czasem go nie rozumiem. On jako jedyny po dowiedzeniu się prawdy o mnie, nie traktuje mnie inaczej. Na odległość bije od niego sympatią i szczerą miłością. Tylko on nie przypiął mi łatki geja, a zdawałoby się, że jest osobą, która ocenia po wyglądzie i orientacji.
-Jeśli kocha, to oddzwoni – wzrusza ramionami.
-A co jeśli nie? –pytam głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
-Tolerował twoje dziwactwa, musi cię kochać –mruga do mnie i opuszcza pokój, pozostawiając po sobie tylko większy mętlik w mojej głowie.
27 luty 2011, 16:25
Nie wychodzę z pokoju bez potrzeby. Wszystko mnie przytłacza. Nawet podśpiewywanie Nialla, które dotychczas tylko poprawiało mi humor. Irytuje mnie skrzypiąca podłoga i dźwięk trzaskających okien.
-Kochanie, masz gościa – słyszę głos Nialla przebijający się przez natłok myśli.
Podnoszę się z łóżka, moją twarz rozświetla uśmiech. Mój wzrok pada na chłopaka stojącego w drzwiach. Od razu wiem, że nie przyszedł tutaj, żeby się ze mną pogodzić. Proszę Nialla, żeby zostawił nas na chwilę samych, a wtedy Nath przystępuje do ataku.
-Jak mogłeś im powiedzieć bez mojej zgody?! – pyta zaciskając dłonie w pięści.
-Wiedzą tylko chłopcy.. Nikt więcej.. A ty? Skąd wiesz? – odpowiadam zszokowany jego pytaniem.
-Harry mnie poinformował – unosi wysoko głowę.
Moja mina rzednie, nie spodziewałem się, że Harry okaże się taką świnią.
-Nath.. Przecież nikt poza nimi nie wie – podchodzę do niego i chwytam jego dłoń, którą od razu wyrywa.
Próbuję powstrzymać zbierające się w oczach łzy.
-Teraz mi to mówisz? – prycha. – Zayn, kocham cię, ale nie wiem, czy będę potrafił ci zaufać. Dajmy sobie czas.
Spuszczam wzrok. – Czyli to koniec? – pytam.
-Nie, to tylko przerwa. – Czuję jego drobne dłonie na moich policzkach.
Jak zawsze, jego delikatny dotyk sprawia, że wariuję. Patrzę na niego ze smutkiem, pochylam się, żeby pocałować go po raz ostatni. On wspina się na palce i muskając moje usta szepcze:
-Do zobaczenia, skarbie.
Nie powinienem był.. Gdybym wtedy go przekonał.. Gdybym tylko zatrzymał go u siebie.
Noc z 27 na 28 lutego, 03:12
Próbuję spać, ale wciąż dzwoniący telefon nie ułatwia mi tego. Leży tak daleko, a ja nie mam siły, żeby wstać i odebrać połączenie. Milknie na moment, a po chwili rozdzwania się na nowo. Z głośnym jękiem podnoszę się z łóżka i nie otwierając oczu, podążam za jego dźwiękiem. W końcu na niego natrafiam i odbieram, nadal śpiąc.
-Tak?
-Zayn? Z tej strony Tom Parker.. – te słowa są jak wiadro wody wylane wprost na moją głowę.
Próbuję się jakoś otrząsnąć.
-Taak? –pytam ponownie, roztrzęsionym głosem.
-Musisz przyjechać do szpitala….
03:35
Nie wiem co się ze mną dzieję. Poruszam się w amoku. Błądzę na oślep po szpitalnych korytarzach, aż w końcu trafiam na odpowiednią salę, przed którą stoją Oni.
-Gdzie on jest – pytam czerpiąc z trudem powietrze.
Nie potrafię powiedzieć nic więcej. Max kładzie dłoń na moim ramieniu i prowadzi w kierunku uchylonych drzwi.
Gdybym wiedział, co się za nimi kryje, nigdy bym tam nie poszedł.
Jego ciało, brutalnie skatowane ciało, w większości pokryte gipsem, ułożone na miękkich poduszkach. Jego zamknięte oczy i regularny oddech.
Nie potrafię pohamować łez.. Podchodzę do niego
-Kto ci to zrobił? – szepczę.
Wiem, że nie dostanę odpowiedzi. Nie rozumiem, kto był na tyle rozwścieczony, żeby mu to zrobić?
Ale zaraz…
-Skąd wiedzieliście, że macie zadzwonić do mnie? – pytam Maxa.
Chłopak przygryza wargę. – Nath przed wyjściem do klubu powiedział, że musi ułożyć sobie życie.. Tak po prostu.. Oznajmił, że gra do innej bramki, przyznał się, że jest z tobą.. Wiesz, podejrzewaliśmy to już dawno, ale żaden z nas nie miał na tyle odwagi, żeby go zapytać. To tam… - milknie na moment, tak samo jak ja próbuje powstrzymać łzy. –tam mu to zrobili, nie wiem kto.. Wiem tylko tyle, że został pobity.. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kości łamią się jak zapałki, ale ten ktoś… Nie miał pojęcia na ten temat.. Nie wiedział, że Nath jest chory.
Kiwam głową i na powrót odwracam się w stronę mojego chłopaka. Czuję rosnącą furię.. Mam ochotę wybiec ze szpitala i znaleźć gnoja, który posunął się do tak strasznego czynu.
04:21
Nie jestem w stanie zostawić go samego, a poza tym obiecałem jego przyjaciołom, że będę z nim siedział, aż ktoś mnie nie zmieni. Pielęgniarki krążą po korytarzach, jedna, co jakiś czas zagląda do pokoju Natha, pyta jak się czuję…
A ja nie czuję nic.. Nic poza pustką wypełniającą moje serce.
-Zayn – słyszę szept, ale nie pochodzi on z ust Nathana.
Spoglądam przez ramię. W drzwiach stoi ostatnia osoba, jakiej mógłbym się tutaj spodziewać. Mam ochotę na niego wrzeszczeć, ale ta cała sytuacja sprawia, że nie mam na to siły, Harry podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu. Z moich oczu ponownie spływają łzy.
-Nie mogę wyobrazić sobie, jak bardzo cierpiał.. – mamroczę pod nosem.
-Będzie do… - nie kończy, bo w pokoju rozbrzmiewa dźwięk, przerażający pisk dochodzący z jednej z maszyn, na której pojawia się prosta kreska, nie mogę się ruszyć, siedzę jak sparaliżowany.
W ułamku sekundy na salę wbiega cała świta lekarzy, a Haz odciąga mnie od ciała. Próbuję mu się wyrwać. Wrzeszczę, że mają go ratować. Płaczę. Harry szarpie się ze mną, w końcu przyciąga mnie do swojej piersi i obejmuje z całej siły.
Szlocham.
Jack odprowadza mnie do mojego pokoju. Nie pozwalają tutaj nikomu chodzić swobodnie. Każdy musi być pod opieką. Mężczyzna sadza mnie na moim łóżku i opuszcza pomieszczenie bez słowa. Chowam twarz w dłoniach. Czuję się źle.. Po moim ciele biegną dreszcze. Jestem przerażony. W tej chwili mogę posunąć się do wszystkiego. Działam instynktownie. Tylko tykanie zegara przebija się przez barierę, jaką zbudowałem w swoim umyśle. Sprawia, że powoli się uspokajam, mój oddech staje się bardziej regularny. Nie wyobrażam sobie przyszłości, nie wyobrażam sobie nawet jutrzejszego dnia..
-Gdybym tylko mógł cofnąć czas – wypowiadam pierwsze i ostatnie słowa od sześciu miesięcy.
Wiem, że tak prędko mnie stąd nie wypuszczą, więc czy jest sens żyć, egzystować? I tak jestem wrakiem człowieka, którego nikt, ani nic nie jest w stanie naprawić, chyba, że On.. Ale Jego już nie ma i nie będzie.
-Walcz, dla mnie – słyszę Jego dźwięczny głos.
Spoglądam przez ramię z nadzieją, że zobaczę Go tutaj, stojącego obok mnie. Jak zawsze się mylę…
Spoglądam przez ramię z nadzieją, że zobaczę Go tutaj, stojącego obok mnie. Jak zawsze się mylę…
Czuję powiew wiatru, pojawiający się jakby z nikąd. Owiewa mój policzek tworząc wrażenie dotyku.
I już wiem..
Wiem, że zawsze będzie obok mnie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz